Marcin Kacprzak Marcin Kacprzak
1181
BLOG

Trump. Pół-demokrata, pół-reptilianin

Marcin Kacprzak Marcin Kacprzak Polityka Obserwuj notkę 5

W sumie to szkoda, że już się to skończyło. Nie wiem jak inni, ale ja się bawiłem świetnie i serdecznie dziękuję obojgu kandydatom za dostarczenie mi znakomitej rozrywki. To było trochę tak, jak oglądanie jakiegoś głupiego show telewizyjnego. Niby wiemy, że to trochę głupio się temu przyglądać, ale w zasadzie skoro już się na chwilę zatrzymaliśmy na tym kanale, to właściwie dlaczego nie poczekać do końca i nie zobaczyć, kto wreszie dostanie tortem prosto w łeb. No i wszystko w oddali, bezpiecznie. W końcu to nie my będziemy musieli ponosić konsekwencje wyboru Amerykanów. Bo średnio kupuję historie o tym, że od wyboru prezydenta USA zależą nasze dalsze losy. To chyba nieco bardziej skomplikowane, ale przecież w dyskusjach o polityce rzadko da się kogokolwiek do czegoś przekonać.

W Polsce z tymi wyborami była jeszcze o tyle dobra zabawa, że bardzo szybko ustaliły się reguły gry. Ona – Platforma, On – PiS. Umówmy się – my te wybory potraktowaliśmy jako taki sympatyczny ekstra bonus do polskiej polityki. Ważny, ale czy jakoś specjalnie? Czy za tydzień będziemy mówić o Trumpie? No może jeszcze będziemy. Ale za miesiąc? Może być i tak, że o Trumpie zapomnimy już w piątek, o ile ich tam na tych marszach nie zasypie śnieg. Wybory w USA to było takie szybkie przeliczenie się. Coś jak wybory uzupełniające do senatu w okręgu gliwickim. Wygra ten czy tamta, w zasadzie trudno powiedzieć co będzie tak naprawdę dla Gliwiczan lepsze, ale ważne żeby było nasze górą. A potem i tak rozejdziemy się do codziennych spraw. Czy odrobina adrenaliny komuś może zaszkodzić?

Obserwując Trumpa i tę wcale nie lekką miętę, jaką do niego poczuli polscy twardzi prawicowcy, (ci na prawo od Kaczyńskiego – dodaję, żeby nie było nieporozumień), pomyślałem sobie, że zapewne niejeden fantazjował sobie, że ten Trump to taka lepsiejsza wersja prezesa. No bo w sumie – tak mogli sobie kombinować – że niby ten Kaczyński jest ok, ale czy by komuś zaszkodziło, gdyby jednak był taki wysoki i miał taką siwą grzywę, o majątku, żonie, koncie i driving license nie wspominając? No i żeby miał jeszcze guzik atomowy pod ręką. Pomarzyć można każdemu, a niech marzą.

Dla mnie osobiście najważniejsze w tej rozgrywce było obserwowanie, jak ten Trump ich wszystkich denerwuje. I znów to samo. Niby głupek, niby wieśniak, niby to jakaś nędza, a strach oblatuje. I znów ten sam zestaw okolicznościowy. Bo jest nieprzewidywalny, bo nie wiadomo co zrobi, giełdy zadołują, że faszysta, że cham, no i że dzieli. Swoją drogą to miałem nadzieję, że w tej hameryce to potrafią wymyślić coś znacznie bardziej oryginalnego. A tak to kropka w kropkę to samo. U nas bredzi Hołdys, a u nich tym samym zajmuje się De Niro. De Niro mówi w spocie o Trumpie, że Trump to coś takiego jak zwierze, czy jakoś tak i wszyscy się tym zachwycają. Tak tam się broni „wartości” i „różnorodności”.

Polityka się zglobalizowała – ładnie napisałem? No bo to działa w tej chwili tak, że nieważne, czy to Grecja, czy Polska, czy Słowacja, czy USA, czy Grenlandia – są dwie strony tak zwanego sporu politycznego i choćby człowiek się rozpękł na pół, choćby błagał na kolanach, to nie jest w stanie od jednej z nich dowiedzieć się czegokolwiek sensownego, bo oni akurat są zajęci określaniem swojego rywala mianem zwierzęcia. Wstajemy rano, myślimy sobie: kurcze, a może rzeczywiście źle obstawiamy? No dobrze, więc może nam powiecie dlaczego? No bo źle obstawiacie, po prostu – tak brzmi odpowiedź. A co w zamian? – znów pytamy? Ano tyle – słyszymy w odpowiedzi – że tak i tak, to normalny człowiek nie rozumuje. Aha. No to idziemy i głosujemy na tamtego, bo przecież wypadałoby nam chociaż zaproponować jakąś alternatywę, ale nie w postaci kobiety za którą snuje się potężna kometa smrodu politycznego, a której nie przeszkadza to w oskarżaniu innych o złe zabawy.

I cóż tu więcej dodać? To że tak naprawdę, wbrew temu co tutaj właśnie wypisuję, to nie jest zabawa. Jeszcze wczoraj wieczorem, jednym na wpół otwartym ze zmęczenia okiem zerknąłem na Salon i przeczytałem kuriozalną czerwoną notkę będącą właściwie ordynarną pro-Clintonowską agitką, w której anonimowy autor oświadczył nam, że jest już pozamiatane, bo amerykańska Ewa Kopacz ma prezydenturę w ręku, i na dowód swojej teorii podał jakieś druzgoczące liczby i rokowania. Brakowało tylko na końcu dopisku w rodzaju: rozejdzcie się ludziska do domów, nie ma co tu tak stać na mrozie i czekać na niewiadomo co. A rano już tylko suche informacje: wygrał Trump i bynamniej nie o tak zwany psi pazur. Lchlip wrzuca w komentarzach fotki gołej Trumpwej. To są autentyczne ludzkie dramaty będące świadectwem tego, że „strzelanina” była jak najbardziej na serio, a od celności strzałów zależało niejedno.

Mam takie przeczucia, że ci, którzy przegrali dziś w Ameryce zastosują zupełnie inną taktykę niż ta, która jest najpopularniejsza na wschód od Czerskiej. Oni od jutra będą po prostu chcieli wmówić wszystkim, że tak naprawdę to Trump jest najczystszej rasy Demokrata i właściwie gdyby go nieco inaczej przystrzyc, to wyszłaby z tego Clintonowa jak złoto. Reszta zależy od tego, czy Trump temu przytaknie, czy może zaprzeczy. Stawiam na to, że przytaknie. Niestety.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka