Marcin Kacprzak Marcin Kacprzak
4038
BLOG

Jakie ślyczne samobójstwo

Marcin Kacprzak Marcin Kacprzak Polityka Obserwuj notkę 67

Od bardzo już dawna zastanawia mnie pewna kwestia. Chodzi mi mianowicie o Koreę Północną i jej bardzo, bardzo tajemnicze oblicze, które jest nam od lat sprzedawane przez media. Równie zastanawiające jest coś, co nazwać trzeba po prostu zmową milczenia wokół tego państwa. Oto mamy przedziwny reżim dysponujący bronią atomową, który nakazuje swoim obywatelom nosić takie a nie inne fryzury, a tu niemal całkowita cisza. Żadna Komisja Wenecka tam nie chce zaglądać, Donald Trump też nie poświęca Korei zbyt wiele czasu (o ile w ogóle, nie śledzę tego aż tak dokładnie), a i nie pamiętam żadnego Live Aid organizowanego przez Bono do spółki z Kijowskim dla uciskanych Koreańczyków. Jacek Bartosiak milczy jak grób.

Na dłuższy czas zapomniałem jednak o tej Korei, ale nagle sobie o niej przypomniałem, i to wtedy, gdy zobaczyłem, że ich reprezentacja olimpijska radzi sobie bardzo dobrze w Brazylii. To jak to? Niby reżim, niby mury, zęby krat, a tu przyjeżdżają sportowcy i nie wyglądają na ludzi zastraszonych przez miejscowe NKWD. Tak wiem, to agenci koreańskich służb specjalnych przebrani za sportowców, he, he. Potem przeczytałem o tym rozstrzelanym wicepremierze, a na koniec, jako wisienka na torcie, kolejna próba nuklearna.

Jeśli ktoś liczy na to, że ja tu napiszę coś co otworzy ludziom oczy na sprawy koreańskie, to od razu uprzedzam, że to się nie stanie. Ja się tylko, jak to się ładnie mówi, głośno zastanawiam. To co nazwę tutaj narracją koreańską przypomina mi to co widzieliśmy w pamiętnych filmach klasy F produkcji USA oglądanych niegdyś na VHS-ach, typu „Szpiedzy tacy jak my” albo „Rambo” ileś tam. Jest to wszystko tak groteskowe, że musi co najmniej zmusić nas do wzmożonej uwagi. Pamiętam też tego słynnego amerykańskiego studenta, który się tam wybrał, ale już nie wrócił, bo ponoć zerwał jakiś plakat i dostał za to gruby wyrok. Czy "Black Water" już go wyciągnął z koreańskiego mamra?

Mam przed oczami te charakterystyczne obrazki: dukająca z kartki skośnooka spikerka chwaląca bez opamiętania „Boga narodu”. „Bóg narodu” na manewrach wojskowych, „Bóg narodu” z wizytą w zakładzie pracy, „Bóg narodu” nostalgicznie wpatrzony w startująca rakietę. Każdy z nas to widział i zapewne reagujemy na te obrazki w dokładnie zaplanowany sposób. Ogarnia nas poczucie przerażenia, ale i jednocześnie czegoś co młodzież nazywa „beką”. Zaczynam podejrzewać, że tak właśnie ma być.

Bardzo jestem ciekaw, jak to jest naprawdę z tą Koreą Północną. Każda próba wyjaśnienia, jaką słyszę czy to z ust mądral internetowych, czy z – to jeszcze gorsze – mediów, czy też wreszcie ekspertów – to z kolei jest najgorsze – powoduje, że natychmiast wpadamy w jedną wielką chmurę dezinformacji. Nikt nie ma tak naprawdę pojęcia do czego jest ta Korea Północna, kto i na jakich zasadach stworzył tę mgławicę. Powtarzam, nie ma szans na to, żebym uwierzył w mądre wyjaśnienia. Przecież doskonale widzę, że w dzisiejszych czasach można ręcznie sterować opinią światową o danym państwie w dowolny sposób. Możemy tupać i się złościć, ale na świecie jesteśmy postrzegani jako katoliccy faszyści, mordercy Żydów, ludzie nietolerancyjni, którzy pozwalają księdzu zaglądać do komnat domowych. Jeśli jakiś ciekawy świata człowiek powiedzmy z Wietnamu zacznie szukać w internecie informacji o Polsce, to z miejsca natknie się na same złe rzeczy o nas, a w dalszej kolejności na polskojęzyczne skamlania o pomoc w obaleniu katofaszystowskiego reżimu.

Przykład? Oto właśnie zatrudniony został nowy trener Lecha Poznań, jest to obywatel bodajże Chorwacji. Czytam w internecie krótką z nim rozmówkę i dowiaduję się, że ten człowiek jest zaskoczony tym, że w Polsce jest tak ładnie i czysto. Oczywiście on pewnie nie powiedział tego sam z siebie, bo nie ma możliwości, żeby polski dziennikarz rozmawiając z kimś z zagranicy nie zapytał o to czy "łun" jest zaskoczony tym, że my jesteśmy „normalnymi ludźmi”. To się dobrze składa, bo najczęściej ten ktoś właśnie jest tym zaskoczony. Co to w takim razie za kłopot zrobić sobie reżim w internecie, kiedy nie można tam tak po prostu pojechać i pójść to obejrzeć, skoro można rozpuścić w świat teorię o brudnych Polakach żydożercach jeżdżących na furmankach, pomimo że do Polski każdy może przyjechać i się rozejrzeć.

Wobec tego, nic co widzę w mediach na temat Korei Północnej nie przedstawia dla mnie absolutnie żadnej wartości. Gdyby Korea Północna była faktycznym zagrożeniem dla kogokolwiek, dawno już byłaby złamana. Na mój gust i na mój nos, to jest to po prostu coś w rodzaju międzynarodowego folwarku i poligonu jednocześnie. Jak mówię, wyczuwam z tamtej strony amerykański swąd, ten sznyt z jakim formatuje się telewizyjne pocztówki z Korei Północnej wskazuje mi właśnie na nich. Niewykluczone, że cała ta zabawa odbywa się z błogosławieństwem Chińczyków, a i równie niewykluczone że jeszcze całego szeregu państw od Rosji zaczynając, a na Francji kończąc. Wygląda to być może tak, że ktoś dzwoni do Chin i pyta: słuchajcie no towarzysze, pracujemy nad nową bombką, ale nie mamy gdzie jej odpalić, ile nas to towarzysze będzie kosztować? Tyle i tyle – brzmi odpowiedź, a potem już tylko trzeba przyjechać do Korei i zrobić swoje. Walnęło coś, mówią eksperci przy sejsmografach, czy tam przy innych mądrych urządzeniach. No walnęło, odpowiadają media. Walnęło, bo „Bóg narodu” testuje nowe zabawki. No, a potem znane obrazki wklejane do newsów na zasadzie ctrl+c, ctrl+v.

Zapora medialna roztoczona nad Koreą sprawia, że każdy możliwy scenariusz, nawet najbardziej odjechany ma prawo być poważnie rozpatrywany. Włącznie z tymi o wciąż żyjącym tam w spokoju Elvisie Presleyu. W Korei nie ma żadnej opozycji, prawdziwej czy koncesjonowanej, nie ma żadnych dysydentów, a nawet jeśli są to nie usłyszycie o nich w telewizji. A przecież przy takim reżimie w końcu gdzieś pojawiłaby się na nim jakaś rysa. A tu nic. Pełen teflon. Wybuchają bomby, latają rakiety, „Bóg narodu” wygraża wszystkim pięścią, a tu, powtarzam, nic.

Przy okazji narracji koreańskiej dostajemy też poręczne narzędzie do sprowadzania niewygodnych opcji politycznych do „ad Koreum Północnum”. Czy nie widzieliście memów o Kaczyńskim jako o jakimś tam nowym Kimdzongkilu?

Piszę ten tekst oczywiście trochę pół-żartem, pół-serio, ale czasami zaczynam wątpić w to, że co dzieje się wokół nas jest prawdziwe. No wiecie, że to coś w rodzaju jakiegoś Matrixa. Na moment czasami wyskakują w tym Matrixie jakieś dziwne zakłócenia. Na przykład niedawno oglądałem filmik z jakiegoś spotkania z Ziemkiewiczem i on na pytanie od widza „co pan sądzi o tym całym Olszańskim” zrobił nieprawdopodobnie głupkowatą minę i po dobrej sekundzie zastanowienia pogardliwie stwierdził, że on nie wie kto jest Olszański i musi to sprawdzić. Nie chodzi tu o Olszańskiego. Ziemkiewicz nie wie kto jest Olszański, chociaż Leszek Żebrowski stanął z nim oko w oko, żeby mu parę rzeczy publicznie wyjaśnić. Olszańskiego klika tysiące prawicowych internautów. Olszański wyłazi z prawicowych lodówek, a Ziemkiewicz nie wie kto jest.

Oczywiście, że Ziemkiewicz wiedział kim jest Olszański. Nie biorę pod uwagę, że nie wiedział. Jeśli nie wiedział, to musiałbym po prostu całkowicie w niego zwątpić. To by znaczyło, że Ziemkiwicz zamknął się w jakiejś kapsule i odizolował od świata, a to znaczy tym samym, że muszę poddać w wątpliwość jego kompetencje jako obserwatora polskiego życia politycznego. Zostaje mi tylko to, że Ziemkiewicz w ten sposób zademonstrował swoją wyższość nad tymi wszystkimi prawicowymi myszkami latającymi na szybowcach, podczas gdy on prowadzi już nie Boeinga, ale samego „Antonowa sto dwudziestego czwartego”.

Na każdym poziomie mamy więc do czynienia z próbami tłumaczenia rzeczywistości przez zakłócanie jej obrazu. Czy to reżim koreański, czy polski, kaczystowsko faszystowsko katolicki.
Jak to dobrze, że jest chociaż ładna pogoda i można iść na rower.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka