Marcin Kacprzak Marcin Kacprzak
2787
BLOG

Je suis Pan Cham

Marcin Kacprzak Marcin Kacprzak Polityka Obserwuj notkę 49

Bardzo zaintrygowała mnie ostatnio okładka tygodnika „Polityka”, na której zdjęto jakiegoś grubasa w siatkowej koszulce trzymającego w jednej łapie dogasającego peta, a w drugiej puszkę browaru. Rozparty dżentelmen ten hardo patrzy w obiektyw, a na głowie ma doklejoną w komputerze złotą koronę. To nikt inny jak Pan Cham. Nie zaglądałem do środka, ale domyślam się, że Pan Cham to po prostu pisowiec uzbrojony w 500+, napadający wraz z rodzinami ściśniętymi w najtańszych Skodach na nadmorskie kurorty. Od razu przyszło mi do głowy, że do tego to trzeba się odnieść jednak w pierwszym możliwym wolnym czasie. No bo jak to? Czytelnicy „Polityki” jak i zapewne sami jej twórcy lubią mówić o sobie jako o ludziach o „wrażliwości lewicowej”. Lewica od niemal zawsze nam mówiła, że dla nich najważniejsze jest niesienie kaganka oświaty i postępu w prosty lud.  A tu mówią do ludu: ty chamie, ty prostaku. Zapachniało mi to reakcjonizmem.

Coś tam więc sobie w głowie poukładałem i zasiadałem do pisania. Chcąc zrobić jeszcze mały research skakałem chwilę po internecie i nagle wszystko ze mnie spłynęło. Ostatnio Toyah napisał, że został pokonany przez prymitywizm reżysera Kijowskiego, a mnie spotkało coś znacznie gorszego. Otóż dostałem gonga od samych braci Karnowskich.

Zobaczyłem najnowszą okładkę tygodnika „wSieci”. Na niej z kolei widzimy niesamowicie słaby fotomontaż, za pomocą którego włożono Hannie Gronkiewicz-Waltz młotek w rękę. Na to wszystko położono oczobitny tytuł: „Wściekła baba na wojnie z pomnikami smoleńskimi”. No i jak ja w tej sytuacji mam pisać o chamstwie, a zwłaszcza jak mam z nim walczyć po tamtej stronie, skoro przychodzi Karnowski i wyciąga mi broń z ręki, a raczej zabiera mi ją i oddaje ją prosto w łapy Władyki i ojca Kijowskiego?

Oczywiście zdaję sobie sprawę, że tytuł o „wściekłej babie” zrobi pewną furorę wśród osób, z którymi dzielę pewne obszary światopoglądowe. Mnie on zupełnie nie smakuje. I nawet nie chce mi się tego tłumaczyć. Nie smakuje i już. Bardzo nie chcę, żeby tak się ze mną komunikowano. To znaczy nawet nie ze mną, bo ja „wSieci” kupiłem w swoim życiu może z siedem razy i było to zresztą dosyć dawno. Oni chcą się tak komunikować z tymi, którzy to kupują nałogowo, a przecież ci ludzie nie są mi obojętni. W związku z tym chciałbym zapytać: w jakim kierunku bracia Karnowscy pchają ten swój wózek? Odpowiedź, że ich niespełnionym marzeniem jest stworzenie prawicowego tabloidu, co nawiasem mówiąc może być równie trudne jak próba pojechania samochodem na kwadratowych felgach, nie zadowala mnie. Nie wiem zresztą o co dokładnie im chodzi, ale wiem, że z ludźmi, którym się „Wściekła baba” na okładce podoba będzie tak, że jak się zrobi gorąco, to Karnowscy się zwiną do TVP, a oni zostaną pozostawieni sami sobie. A tam już będzie na nich czekał Max-Kolonko z Chojeckim. Przecież wysublimowane wyczucie mediów jakie posiedli bracia K. zeżre się tak doskonale z prowadzącymi „w tyle wizji” tudzież „studio Yayo”, jak kurczak z frytkami.

Już na sam koniec coś takiego mi zaświtało, że może ta finezyjna okładka we „wSieci”, to taka próba odpowiedzi na zaczepki „Polityki”. Wiecie, oni zakładają koszulki „Jestem z drugiego sortu”, a bracia K. postanowili zastosować podobny manewr. Może wkrótce będzie można kupić t-shirty z napisem „Je suis Pan Cham”? Potem tamci założą inne, nowe, „Jestem wściekłą babą”. W to, że ta zabawa będzie się rozwijała nie mam powodów wątpić.

Nam w tej sytuacji pozostaje już tylko pójść do marketu, kupić paczkę kredy i namalować coś ładnego na chodniku. Albo ewentualnie się popłakać.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka