Marcin Kacprzak Marcin Kacprzak
2172
BLOG

Lot nad kukułczym jajem

Marcin Kacprzak Marcin Kacprzak Polityka Obserwuj notkę 59

Bóg dał, że przez kilka miesięcy nie musiałem przebywać w centrum Warszawy. Dziś jednak zadał mi pokutę i spędziłem tam przeszło godzinę – szczerze mówiąc wolałbym zamiast tego uczyć się tekstów Starego na pamięć, albo zmywać stertę zaschniętych durszlaków. Nie wiem właściwie jakich barw użyć, by opisać swoje wrażenia. Najchętniej zamiast tego podałbym wam sushi i puścił disco-polo. No ale tak się nie da.

Przejeżdżałem obok Stadionu Narodowego i myślę, że nikt nie byłby w stanie udzielić mi odpowiedzi na takie pytanie: kto wpadł na pomysł, żeby cały ten szczyt NATO zrobić właśnie tam. To dziwne miasto jest dzięki temu jeszcze dziwniejsze. Sądzę jednak, że żadne odpowiedzi nie muszą padać. Dziwnym trafem to wszystko do siebie pasuje. Nie wiem ja to się stało, ale z ulic Warszawy i środków komunikacji jak kamfora zniknęli hipsterzy i dopiero dziś zdałem sobie z tego sprawę. Nie ma już hipsterów, są same młode wilki z przystrzyżonymi brodami i w trzech czwartych nagie kobiety w każdym wieku, a każda z nich musi koniecznie pokazać światu jakiś idiotyczny tatuaż. Nie słychać już tych przeklętych dzwonków telefonów, bo każdy ma na uszach słuchawki i albo toczy niezwykle ważne rozmowy, albo gra w kulki. Obłęd.

Tu skręcę w boczną uliczkę. Mam takie niewinne hobby, że z uwagą śledzę w internecie pewne zjawisko, czyli pojawiających się co jakiś czas nowych prawicowych radykałów. Każdy następny jest bardziej radykalny niż poprzedni, każdy przychodzi z pełnym uniwersum faktów i opinii. To który jest w tej chwili najbardziej na czasie można poznać po ilości komentatorów z nickami typu „FuckUSrael” itp. Nasłuchałem się tego ostatnio sporo – głównie o nadchodzącej wojnie, do której pcha nas Macierewicz do spółki z Michnikiem. Jest taki ananas, który nazywa się Aleksander Jabłonowski, a ściślej rzecz biorąc to tylko jego pseudo – dorobił się go, jak opowiada, w Związku Jaszczurczym. Jego koronnym występem było wykonanie telefonu do audycji w Radiu Maryja, w czasie której to głównym gościem był właśnie Antoni Macierewicz. Jabłonowski jest podobno aktorem i pewnie dlatego bardzo pewnym głosem, bez żadnego zająknięcia oświadczył, że Macierewicz jest agentem Waszyngtonu, a Jarosław Kaczyński poddając rząd w roku 2007 dokonał aktu sabotażu, za który, zdaniem Jabłonowskiego, należy mu się kulka w łeb. Wbrew sądom powszechnym nikt w RM nie wyłączył dźwięku, ani nie puścił dżingla, wszystko poleciało w eter tak zwanym pełnym longiem. Spokojna nie naznaczona najmniejszą zmianą w tonie głosu odpowiedź Macierewicza wzbudziła pod filmikiem jedynie kolejne niedwuznaczne opinie, na przykład takie, że minister obrony ani słowem nie wytłumaczył się ze sformułowanych przez Jabłonowskiego zarzutów o wspieranie przez PiS śmiercionośnej loży B'nai B'rith.

Naprawdę, ten czas nie jest zwykłym czasem, skoro możemy obserwować takie zjawiska, na które nie potrafię napisać dosłownie ani jednego sensownego zdania.

Na dworcu Warszawa Śródmieście zastałem już autentyczny Meksyk. Tłumy zagranicznych wycieczek – co za świetny pomysł, żeby tu przyjeżdżać akurat w czasie tego szczytu – i taki sam jak przed dwudziestu laty zacap. Zatrzymałem się przy jednym z licznych stanowisk, gdzie handluje się starymi czasopismami, i, wierzcie lub nie wierzcie, pierwsze co rzuciło się mi się w oczy, to okładka egzemplarza miesięcznika „wSieci” na której zobaczyłem … Macierewicza z przypiętymi do pleców husarskimi skrzydłami. Ponieważ wtedy już marzyłem, by jak najszybciej uciec z tej naszej kochanej stolicy, po prostu wzruszyłem ramionami i poszedłem przed siebie. Teraz odnoszę wrażenie, że to wszystko mi się przyśniło.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka