Marcin Kacprzak Marcin Kacprzak
2512
BLOG

Czytaj "Potop", będziesz wielki.

Marcin Kacprzak Marcin Kacprzak Kultura Obserwuj notkę 118

Mam taki zwyczaj, że każdorazowo gdy jestem w naszej miejskiej bibliotece, kupuję minimum jedną książkę ze stert wystawionych na wyprzedaż – cztery złote za sztukę. W ten sposób na przykład nabyłem świetne dzienniki Herlinga Grudzińskiego, a na moje pytanie dlaczego takie dzieła leżą na zakurzonej kupie, sympatyczna pani bibliotekarka nie wiedziałą o co mi właściwie chodzi. Dokładnie tak samo w moje ręce wpadł „Potop” Sienkiewicza. Skoro zapłaciłem, to usiadłem i zacząłem to czytać. Uprzedzając nieco fakty, przypominam powieszoną na Wikipedii recenzję Trylogii autorstwa Gombrowicza:

Mówimy: "to dosyć kiepskie" i czytamy dalej. Powiadamy: "ależ to taniocha" i nie możemy się oderwać.

Zanim jednak pozwolę sobie, niejako śladami Giertycha, się z Gombrowiczem nie zgodzić, jeszcze o czymś innym.

– Bzdura! – krzyknął Mieszko. – Wieleci to poganie, ale nie jedzą ludzkich ciał! Mów, co wiesz na pewno, a nie powtarzaj kłamstw.
– Obaj nie żyją. Miśnia w rękach Czechów – powiedział speszony posłaniec.
I po Odzie – pomyślała Świętosława, patrząc w jasne źrenice Olava, które odpowiadały jej opowieścią o czymś zupełnie innym. – Boże, dzięki Ci, żeś wysłuchał mych modłów…

Nie podjąłbym tematu „Potopu” gdyby nie zamieszczony w internecie fragment nowej powieści pani Cherezińskiej pt.: „Harda”. Nie podjąłbym, ponieważ jakoś tak mi się wydawało, że „Potop” powinno czytać się tak samo, jak według pewnej mojej niezwykle zorientowanej we wszystkim znajomej Pismo Święte, czyli w domu przy zasłoniętych zasłonkach i zasuniętych sztabach. No dobrze, można przeczytać „Potop”, ale kto zrozumie właściwie nasze intencje? Przeczytałem ów „Potop” i zmilczałbym, gdyby nie zamieszczony tu fragment nowoczesnej prozy historycznej. Po prostu zostałem sprowokowany.  Bardzo jestem ciekaw, co powiedziałby na to Gombrowicz? Ja powiedziałbym tak:

Mówimy „to dosyć kiepskie” i mamy rację. Powiadamy: „ależ to taniocha” i wracamy do „Potopu”.


Zaraz tu wyskoczy jakiś zbrojny komentator i oskarży mnie o ocenianie po jednym krótkim fragmencie. Przeczytałem tego całkiem sporo i z każdym kolejnym zdaniem i dialogiem było coraz gorzej. A przecież jednocześnie też czytałem „Potop”. Nie czytam w ogóle nowej prozy, ale nigdy nie pomyślałbym, że może być aż tak źle, aż tak źle.

Zastanówmy się chwilę – dlaczego Sienkiewiczowi się udało, pani Cherezińskiej nie. Jedli inne ziemniaki, inne sprawy ich zajmowały? Może chodzi o to, że pan Henryk pisał na czysto, własną krwią, a pani Cherezińska na Ajfonie przy gorącej latte? Nie wiem. Gombrowicz nie ma ani trochę racji. „Potop” to nie jest taniocha. To żywa, gęsta literatura. Nie ma tam ani sekundy przestoju. Psychologia? Proszę bardzo. Sceny walki? Również. Humor? Jest. A to przecież bardzo gruba książka, i w czasie jej czytania jedyne co nas martwi, to to, że niebawem się skończy.

Sukces Sienkiewicza to przede wszystkim genialne osobowości, które bardzo umiejętnie wystrugał. Na pierwszym planie mamy psychopatę Wołodyjowskiego. W pewnym momencie czytamy, że Wołodyjowski bardzo chciał iść na jakąś bitkę, bo był „złakniony krwi”. Tak po prostu. W ogóle „Potop”, jak inne części Trylogii, to rzecz niezwykle, niezwykle brutalna. Po pierwszych stu stronach przestajemy już na to zwracać uwagę. Sienkiewicz pomiędzy sielskimi szlacheckimi impresjami oddaje się stylistyce „gore”. Pękają tętnice, wypadają wnętrzności, szable przeszywają ciała, życie ludzkie znaczy tam mniej niż nic. Sieka się, przejeżdża po brzuchach, odcina uszy. Każda z postaci doskonale zdaje sobie sprawę z kruchości własnej egzystencji. Tylko czasami przychodzi nam na myśl, że jak to dobrze, że dzisiaj nieco łatwiej jest żyć, a boląca głowa to żaden problem, bo można wziąć procha albo odespać. Ludzie giną setkami, tylko mimochodem wspomina się o spalonych wsiach, zhańbionych dziewkach topionych z przywiązanym do szyi kamieniem. Tematu śmierci dzieci Sienkiewicz nie rozwleka, jedynie go zaznacza, ale i tak po kolejnych stu stronach nie robi to na nas już żadnego wrażenia.

W zaskakujący sposób, jedynym punktem oparcia dla ludzi Sienkiewicza jest Bóg. Na Boga powołuje się każdy możliwy łajdak, na takich samych zasadach jak każdy możliwy bohater. Nie ma tam żadnego innego punktu odniesienia. W filmowej wersji „Potopu” Zagłoba nosi ryngraf z Matką Boską. Wszyscy przysięgają na krucyfiks, a nawet jeśli łamią te przysięgi to zdają sobie sprawę, że ceną za to jest tylko i wyłącznie piekło. Jest to po prostu najmniej z możliwych poprawnych politycznie tekstów, po których przeczytaniu każdy dzisiejszy racjonalny umysł musi dostać ostrej biegunki. I dobrze.

Wreszcie też „Potop” to moim zdaniem najpiękniejsza postać kobieca w historii literatury, czyli Oleńka o cudownej twarzy Małgorzaty Braunek. Kiedyś ta sama przywoływana już tu znajoma, po tym jak przedstawiłem jej swoją wizję kobiety idealnej stwierdziła, że takich kobiet nie ma. Bzdura! - zakrzyknąłbym jak Mieszko u Cherezińskiej. Oczywiście że są. W „Potopie”.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura