Marcin Kacprzak Marcin Kacprzak
410
BLOG

PieSzczoty brzeszczotem

Marcin Kacprzak Marcin Kacprzak Polityka Obserwuj notkę 1

Przeczytałem wczoraj wyjątkowo mądry tekst jak na Salonowe normy. Autorem jest bloger Waw75, a tytuł brzmi: „Dobrze, że puścił wentyl”. Piszę „wyjątkowo mądry”, bo jak mniemam Waw75 podszedł do zagadnienia kodowskiego marszu tak jak należy, czyli dowcipnie i spokojnie, w odróżnieniu od większości piszących, napędzanych jedynie albo własną złością, albo chęcią popisania się przed anonimową publiką, lub, to najczęstsze, po zażyciu jakiegoś wielce mądrego newsa z, powiedzmy, „wPolityce”. Jest to godne pochwały, bo większość z nas blogerów opiera się na tych trzech mało chwalebnych motywacjach.

Polecam więc jeszcze raz tekst blogera Waw75, choć z małym zastrzeżeniem. Pisze Waw75 dosyć zabawnie i celnie, ale nie odpuścił i dzień później wziął się za opowiadanie historii, że powodem tego, że w Polsce panuje tak głęboki podział to zasługa Michnika i jego filozofii. Nie wydaje mi się to prawdą, spory na świecie toczą się od czasów Kaina i Abla i nie sądzę, by to miało się szybko zmienić. Tak samo jak to, że każdy z nas lubi postawić się w tym lepszym świetle i lubi myśleć o sobie jak najlepiej. Tak naprawdę to nie ma szans na wzajemne udowodnienie sobie czyje racje są rzeczywiście najbardziej „racją”. Jak posłuchać obu stron, to każda ma absolutną pewność, że „racja” leży po ich stronie i na dziś nikt tego nie rozsądzi ostatecznie, ani Salomon, ani tym bardziej Rzepliński.

A propos tego KOD-u to przyznam, że najbardziej zaskakujące jest to jak sytuacja obu stron wygląda dziś podobnie do tej sprzed dwóch lat, tylko w lustrzanym odbiciu. Jedni rozkoszują się władzą, a drudzy maszerują z chorągwiami i obraźliwymi transparentami. Jedni z uśmiechem na ustach oglądają filmiki, na których jakaś starsza pani szarpie kamerzystę, a drudzy opowiadają z zaciśniętymi ustami o tym, że Polska upada i zamiast niej jest jakiś reżim. To naprawdę intrygujące zjawisko socjologiczne.

Wracajmy jednak do tego KOD-u. Tutaj od razu zaczynam się zastanawiać, jak właściwie obie strony wyobrażają sobie dobrą opozycję. Bo strony zgodnie razem wierzą w tę demokrację, a jeśli już ma być demokracja to jak wiadomo musi być i opozycja. KOD to w ogóle jest dowód na to, że na szczęście u nas nie ma jeszcze prawdziwej demokracji, bo w prawdziwych demokracjach, tych takich zachodnich, nie ma już w zasadzie czegoś takiego jak opozycja, została tylko nazwa, szyld, ustrojem w praktyce jest tam atłasowy autorytaryzm, a osób mających realnie odrębny pogląd na cokolwiek chyba już nie ma. U nas demokracja jest słabiutka i ludzie mają prawo mieć najbardziej szalone poglądy, jakie im się tylko wymarzy. Mało tego, jedna i druga strona zapewne tę idealną opozycję wyobraża sobie jako zamkniętą w wariatkowie i to w tej najłagodniejszej wersji. Pisałem niedawno o tym, że Jarosław Gowin życzył sobie, by opozycja była „krytyczna, ale życzliwie” co mniej więcej znaczy to samo co napisałem zdanie wcześniej.

I jest to uczciwe postawienie sprawy. Spór jest prawdziwy, a obie strony uważają, że albo ich zdanie będzie na wierzchu albo nie ma mowy o demokracji. To dowód na to, że mamy się lepiej niż ktokolwiek może sądzić.

Tak więc jest KOD i opozycja. Wyobraźcie sobie ludzie, że ta opozycja mówi: władza jest do bani i trzeba wszystko zrobić inaczej niż ona, a najlepiej to w ogóle ją wywalić na śmietnik. A co niby miałaby powiedzieć opozycja? Że to świetnie, że ktoś odebrał nam władzę i wpływy? To przecież wtedy zapewne trafili by do Tworek. W ogóle to ja myślę, że PiS powinien dzień w dzień dziękować w duchu za to, że ta opozycja jest taka jaka jest, bo jeśli byłaby bardziej zdecydowana i mniej się egzaltowała, to mogłoby być kiepsko. Wystarczy bowiem dosłownie trzech posłów Kukiza, albo i sam jeden Braun, żeby wprawić ten rząd w dysonans i wyrwać go ze słodkiego snu.

Zadałem sobie trud i policzyłem, że od wygranych przez PiS wyborów minęło 195 dni. Można spokojnie założyć, że póki co udało się zrobić dużo, a przede wszystkim wprawić w paraliż intelektualny wszystkich tych, którzy na PiS nigdy by nie zagłosowali. 195 dni to wystarczająco dużo, żeby ponapawać się sukcesem i przejść do tego co nam obiecano, czyli zmieniania kraju. Ja wiem, że tego nie da się zrobić w pół roku, PO na przykład po ośmiu latach żądała jeszcze minimum czterech kolejnych, więc jak rozumiem zmiany w kraju to tak trudna sprawa, że na pełen efekt trzeba będzie poczekać kolejne osiem. To znów trochę policzę. Kiedy do władzy dochodziła Platforma, miałem lat 31 i usłyszałem, że muszę być cierpliwy - jedni obiecywali mi, że zmienią Polskę, a drudzy, że zrobią wszystko żeby tamci tej Polski nie zmieniali, bo wyjdzie z tego jakaś tragedia (co w dużej mierze się sprawdziło). No to czekałem. W tym roku wskoczy mi czwórka z przodu i jest duża szansa, że gdy będę zbliżał się do pięćdziesiątki, to wtedy tylko jeszcze jedna kadencja PiS i mniej więcej pięć lat przed moją sześćdziesiątką powinno być już w naszym kraju wszystko w porządku.

Wiem, że jest niedziela, ładna pogoda i ogólnie po wczorajszych wydarzeniach wszyscy są w dobrych humorach. Muszę jednak wyrazić delikatne zaniepokojenie, bo moją rolą jako blogera nie jest pisanie pamfletów do władzy.

Zdaję sobie sprawę, że świat jest okrutny, a życie jak to napisał chyba św. Augustyn (może mnie ktoś poprawi) życie człowieka na ziemi jest z zasady krótkie i bolesne. Wiem też że za mówienie rzeczy niepopularnych i za nadmierny idealizm dostaje się na tym łez padole odpowiednią rekompensatę. Nie umiem nazwać tego precyzyjnie, ale jakoś tak po tych 195 dniach nie czuję się usatysfakcjonowany do końca. Jestem usatysfakcjonowany może w 20 procentach. Jako dzwonek alarmowy uznałem wypowiedź pani rzecznik Beaty Mazurek. Mało śledzę media ponieważ źle na mnie działają i nie miałem pojęcia nawet jak się nazywa rzecznik rządu. Gdy usłyszałem jak ona powiedziała o tych „kolesiach” to uświadomiłem sobie, że chyba nie do końca się jednak w październiku ubiegłego roku zrozumieliśmy. Ponieważ jestem gorącym orędownikiem teorii o tym, że pieniądze szczęścia nie dają, większe nadzieje pokładałem w tezie, że tym czego najbardziej Polska potrzebuje, to zmiany relacji rząd-obywatel i to od poziomu używanego języka począwszy. Jestem w stanie zrozumieć twarde posunięcia polityka, jeśli opakowane jest w dobry pijar.

Naprawdę, politycy PiS-u mogliby dać sobie już spokój z wojująca retoryką, bo kampania minęła 195 dni temu, te stołki co trzeba już są obsadzone i może należałoby trochę odpuścić. W to że można powstrzymać już nie rozgrzanych, ale gorejących prawicowych publicystów dawno straciłem wiarę. Tylko czekać, aż role się odwrócą i to KOD-erzy będą mieli ubaw zestawiając ze sobą wypowiedzi polityków PiS sprzed wyborów, gdzie tyle miejsca poświęcali naprawie przestrzeni publicznej po czasie pogardy, z tym co zdarza im się mówić i robić dzisiaj. Ja osobiście oczekiwałbym jednak od tego rządu trochę więcej elegancji. Ja nie muszę być elegancki, inni blogerzy i komentatorzy też nie muszą, ale jednak chciałbym żeby rząd na który głosuję wyznaczał wyższe standardy. Nigdy nie zrozumiem dlaczego w Polsce ludzie na najwyższych stołkach nie mogą sobie pozwolić na jakieś miłe słowo wobec swoich oponentów, przecież to nic nie kosztuje. To znaczy rozumiem. Dziś nie ma możliwości żeby przy najważniejszych stołkach nie kręcili się specjaliści od wizerunku i kreowania nastrojów. Zapewne przynoszą stołkom jakieś mądre wyliczenia, że jak się komuś powie coś miłego, to słupki spadają, a jak się kogoś obrzuci łajnem, to wtedy słupki się unoszą. Polityk to niewolnik słupka jak wszyscy wiemy. Potem i tak zawsze można powiedzieć, że sztuka polega na tym, że jak się nie idzie na chama to nie można robić rzeczy dobrych. Rzeczy dobrych nie ma, a na chama zostaje, tak to najczęściej się kończy.

Nie oglądam telewizji, ale z tego co słyszę i to nie od KOD-ersów, a od ludzi raczej im nieprzychylnych, że reforma Kurskiego udaje się średnio i trudno mieć w tym przypadku, biorąc wzgląd na przywołane tu nazwisko, jakieś zażalenia. Przypominam też, że program „500+” nie polega na tym, że „rząd daje pieniądze”. Rząd jedynie oddaje nam w tej formie jakiś promil z tego co nam zabiera w formie rozbuchanych podatków – dzień wolności podatkowej ma chyba miejsce w maju, albo w czerwcu. Dobrze, że to zrobili, ale nie wydaje mi się, żeby wypadałoby nam za to klękać, klęknąć można ewentualnie w Kościele, zresztą tu warto na chwilę przywołać Tuska, który coś mówił kiedyś o klękaniu przed księżmi. Prezydent Europy pokazał jak bardzo nic nie wiedział o tych, których nie lubi, bo żaden z katolików nie klęka przed księdzem tylko przed Bogiem, ksiądz akurat jest tylko w pobliżu.

Na koniec sprawa trybunału. Nigdy nie wypowiadam się w tego typu sprawach na gorąco. Zresztą nie byłbym wiarygodny, bo kiedyś podpisałem w ciemno trefną umowę z pewną siecią telefonii komórkowej, tylko dlatego, że nie chciało mi się jej przeczytać. Obcowanie z prawniczym językiem nie jest mi miłe. Po 195 dniach natomiast widzę, że PiS, nawet jeśli chciał dobrze, to wychodzi kiepsko. Jeśli celem miało być rzeczywiście naprawienie chorego wymiaru sprawiedliwości, to trzeba by mieć na to jakiś lepszy pomysł niż pójście na totalne zwarcie, a potem cieszenie się z wielkości wybuchu. Wyszło to słabo. Pytam się: jaki to wszystko przyniosło efekt, i czy ten efekt ma jakiekolwiek pozytywne przełożenie na działanie sądów w Polsce?

Na razie to są wszystko z mojej strony pieszczoty. Pieszczoty za pieszczoty.

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka