Marcin Kacprzak Marcin Kacprzak
383
BLOG

Leicester na Wasylu do mistrzostwa

Marcin Kacprzak Marcin Kacprzak Sport Obserwuj notkę 2

Dawno nic nie pisałem o piłeczce, i myślę, że sukces Leicester City to dobra okazja by do tego powrócić. Od razu przyznam się do najgorszego. Ponieważ zagranicznej piłki nie chce mi się oglądać, to jakoś tak się złożyło, że widziałem w tym sezonie jeden jedyny mecz Leicester. To był ten, w którym niejaki Vardy miał za zadanie pobić rekord strzelanych goli mecz w mecz. Nawet nie pamiętam z kim grali. Ważne, że ów Vardy zrobił co do niego należało i to w stu procentach po piłkarsku. Jakaś szybka kontra i mocny strzał z daleka, potem radość, twarze rozradowanych kibiców i banały od komentatorów. Wtedy wyłączyłem ten mecz, nie chciało mi się już dalej tego oglądać. Dalsze wyczyny Leicester obserwowałem jedynie na popularnym portalu z wynikami, ot tak dla zasady, żeby wiedzieć, czy nadal to wariactwo się dzieje.

Dziś gdy już mistrzostwo dla Leicester stało się faktem, zadałem sobie trud i sprawdziłem kiedy to ostatnio jakiś klub spoza wielkiej czwórki, czy tam piątki, dokonał podobnego wyczynu. I tak od zeszłego sezonu: a to Manchester, czerwony albo błękitny, a to Chelsea, a to Arsenal, a to Liverpool, i tak na zmianę. Dotarłem tak do sezonu 93/94 i do słynnej ekipy Blackburn Rovers z Sherearem w napadzie. Zaznaczę tylko, że wówczas obchodziłem osiemnastkę, a w tym roku stuknie mi czterdziestka.

Myślę, że jeszcze za pięćdziesiąt lat różni piłkarscy eksperci będą dumać bez skutku nad tym co się wydarzyło. Nie ma najmniejszej racjonalnej przesłanki. Trener zbliżający się do siedemdziesiątki, nie tak dawno wyrzucony z kadry Grecji, z którą udało mu się przegrać z Wyspami Owczymi. Anonimowi piłkarze, którzy w zeszłym roku cudem uniknęli spadku. A pomiędzy nimi nasz Marcin Wasilewski, człowiek któremu Vitsel mało co nie urwał nogi podczas meczu ligi belgijskiej. No właśnie. Jakoś tak bardziej zacząłem kojarzyć Leicester, po transferze Wasyla z Anderlechtu. Niewielu pewnie pamięta to, jak kibice tego klubu wpadli całkiem dużą ekipą na mecz „Lisów”, gdy ci grali jeszcze na zapleczu Premiership, a przecież działo się to raptem dwa lata temu. Po wygranej przez Leicester drugoligowej rąbance zawołali Wasyla do trybun i serdecznie go tam wyściskali, dając w ten niebanalny sposób do zrozumienia jak bardzo Wasilewski był ważnym piłkarzem dla tego przecież, co by nie mówić, legendarnego klubu (można to znaleźć na You Tube, co serdecznie polecam).

Potem był awans Leicester do Premiership i fatalna gra beniaminka, Leicester wisiał niemal przez cały sezon w strefie spadkowej. Zapamiętałem jakiś internetowy wywiad z Wasilewskim, grającym w zeszłym tak trudnym sezonie całkiem sporo, który bez większej nadziei w głosie stwierdził, że ma nadzieję na jakiś moment dobrej passy dla „Lisów”. Większe szanse na utrzymanie ma dziś Górnik Łęczna niż wtedy miał Leicester. A jednak słoneczko nad Leicester się pokazało i całkiem nieźle przygrzało.

Dla mnie osobiście mistrzostwo dla Leicester to głównie historia Wasilewskiego, który choć zagrał ledwie trzy mecze w tym sezonie, to i tak, jak sądzę był ważnym elementem w mistrzowskiej układance. Skoro taki wilczur jak Wasyl, nie miał pierwszego składu, to znaczy, że Leicester musiało wygrać tę ligę. A kto wie, czy droga „Lisów” do mistrzostwa nie zaczęła się właśnie wtedy, gdy przyszedł tam Wasyl, a za nim kibice Anderlechtu.

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Sport