Marcin Kacprzak Marcin Kacprzak
3960
BLOG

A. Macierewicz - żywot człowieka niesympatycznego.

Marcin Kacprzak Marcin Kacprzak Polityka Obserwuj notkę 85

Zacznę z grubej rury. Antoni Macierewicz jest jednym z niewielu polskich polityków, z którym miałem okazje znaleźć się oko w oko przy jednym stoliku. Jest to człowiek o ujmujących manierach, jakby nie z tej rzeczywistości. Nawet jeśli absolutnie miażdży naszą opinię na jakiś temat, robi to z nieustannym ciepłem i nawet jakąś troską w oczach, a nam pozostaje już tylko wówczas trzymać się kurczowo za poręcze fotela. W głowie budzi się też myśl, że być może próba dyskusji z nim jest czymś co od początku nie było dobrym pomysłem i, to też być może, znaleźliśmy się nie w tym miejscu i czasie co trzeba, a tak naprawdę była to tylko głupia fanfaronada. Antoni Macierewicz uświadamia nam mikrość naszych opinii za pomocą polszczyzny najwyższej próby, nie ma tam żadnego zgrzytu, ciosy zadawane są przez jedwabną poduszkę bezpośrednio w samo serce naszych fantazji na dany temat. Najprawdopodobniej spotkanie z Antonim Macierewiczem jest swoistą próbą ognia i wody, jeśli ktoś myślał, że polityka jest zabawą to po spotkaniu z Antonim Macierewiczem z pewnością wie już, że w tej polityce są ludzie, którzy, gdyby tylko chcieli, mogą nas złapać za gardło na odległość niczym Lord Vader i wytrząsnąć nam z kieszeni wszystkie drobiazgi.

Reakcje na postać Antoniego Macierewicza są dla mnie w tej chwili doskonałym papierkiem lakmusowym i jednocześnie niesamowitym toczącym się w czasie rzeczywistym doświadczeniem z zakresu czegoś co nazwałbym prymitywną post-pogańską kulturą głupoty podniesioną na ociekające tombakiem pseudo-ołtarze, czyli czymś, co gdyby chcieć nazwać w sposób mniej bombastyczny, można by określić jako durnowatą mitologię III Rp. Można by tu spędzić całą dobę chcąc wymienić wszystkie jej składowe, ale na potrzeby tego tekstu skupię się na tej jednej próbce trucizny wstrzykniętej nam po 89 roku przez zachodnioeuropejską różową „elitę” za pośrednictwem jej wysłannika na nasze ziemie w osobie Adama Michnika. Mam tu na myśli jeden z wielu idiotyzmów zamienionych z pełną premedytacją w element kultu rozmiękczającego kolana obywateli naszego kondominium, dokładnie ten, wedle którego dobry polityk, to polityk, tak zwany, sympatyczny. Podczas gdy w państwach poważnych ci najbardziej potężni gracze polityczni, to jednostki najsilniejsze, godzące się na to, by być w imieniu swoich rodaków kimś kto wykonuje za nich tę robotę, której oni sami nigdy w życiu by się nie podjęli, z różnych powodów, na przykład ze strachu lub ze względu na zbytnią wrażliwość, u nas na piedestały postanowiono wciągać ludzi, którzy muszą dysponować jedynie wybitnymi predylekcjami do mimikry.

Mit polityka sympatycznego zżera polskie społeczeństwo już ćwierć wieku i materializuje się w rozmaitych postaciach, od Ryszarda Petru przez Aleksandra Kwaśniewiskiego, aż po najbardziej z nich wybitnego, Donalda Tuska. Jest to mit skrojony akurat na potrzeby ideowe polskiego cymbała A.D. 2015 i nie dziwi to, że wrzeszczą i tupią, skoro ktoś chce im ten mit chce tak brutalnie pozbawić głowy.

Zaczynając to pisać co tu piszę, bardzo chciałem, żeby było to krótkie i syntetyczne jak tylko się da, być może też i ujmująco brutalne, a zarazem w najwyższym stopniu skuteczne, tak jak sam Antoni Macierewicz. Ale też żeby nieco rozluźnić tę duszną atmosferę, nawiążę teraz do pewnego pamiętnego komentarza, który w różnych mutacjach przewijał się pod rozmaitymi internetowymi szczekaczkami w latach 2005-2007, i będzie to jak najbardziej w stu procentach w duchu tego dzisiejszego mojego tekstu. Pisało się to mniej więcej tak, jest to pewnego rodzaju parafraza i zarazem hołd:

„A ja, spokojnie i na luzie, w ciepłym mieszkanku, przy dobrej herbacie, z uśmiechem na twarzy, nadal popieram Antoniego Macierewicza”.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka