Marcin Kacprzak Marcin Kacprzak
3279
BLOG

O tym co pękło, zanim się skończyło.

Marcin Kacprzak Marcin Kacprzak Polityka Obserwuj notkę 56

Długo zastanawiałem się, czy w ogóle jakoś tę kwestię bezapelacyjnego zwycięstwa PiS-u w wyborach powinienem komentować. Z jednej strony dusza się rwie, a z drugiej nie bardzo mam ochotę babrać się w banałach, które muszą bez wątpienia w takich chwilach się pojawić. Długo też zastanawiałem się, co w czasie całej tej kampanii zrobiło na mnie największe wrażenie, zastanawiałem się, czy wydarzyło się podczas jej trwania coś, co będę pamiętał jeszcze długo po niej. Stwierdziłem, że jeśli uda mi się coś takiego wyłuskać z ogromu ostatnich wydarzeń, to będę już w domu, innymi słowy, będę miał w co ubrać ten tekst, który tak dojmująco domagał się  napisania.

Namęczyłem się, nie powiem. To co widział każdy, to widział każdy i nie ma potrzeby, bym i ja tutaj zawracał tym ludziom głowę. Pozostało mi tylko jedno wspomnienie, być może banalne do bólu, i być może nie wywoła ono wśród czytających ten tekst niczego więcej ponad wzruszenie ramion.

Idąc w niedzielne przedpołudnie przez moją mieścinę do punktu wyborczego, zrobiłem sobie przy okazji dłuższy spacer, wybierając w związku z tym dużo dłuższą trasę niż to było konieczne. Nic w zasadzie nie przykuwało przesadnie mojej uwagi, spacer odbywał się bez żadnych wstrząsów. Do czasu. Kiedy mijałem jeden z punktów wyborczych, upchnięty w budynku przedszkola, w kierunku którego maszerowała całkiem spora liczba osób, zobaczyłem coś co sprawiło, że na moment zwolniłem tempo. Otóż na tej wąskiej uliczce, jest też pas do parkowania, stoi tam zwykle sporo samochodów mieszkańców okolicznych bloków. Tamtego dnia stał tam pewien samochód, do którego podczepiono tak zwaną lawetę, na tejże lawecie pysznił się ogromny, przewoźny baner. Z banera uśmiechał się diabolicznie jakiś nieznany mi człowiek, a pod uśmiechem widniało logo partii „Nowoczesna.pl”

I tutaj nie wiem, czy ja wcześniej nie zwracałem na takie rzeczy uwagi, czy po prostu jakoś nie rzuciło mi się to dotąd w oczy. Być może praktyka stawiania w dniu wyborów, tuż obok miejsca gdzie Polacy oddają głosy, takich banerów jest praktyką znaną i nie wzbudzającą niczyich emocji. W III Rp nie byłoby to niczym dziwnym, przyznacie. Agitacja ta była jednak tak przytłaczająca w owym miejscu, że ktoś nieprzytomny mógł odnieść wrażenie, że w ogóle całe te wybory zorganizowane zostały przez partię „Nowoczesna.pl”.

Szedłem jednak dalej i jeszcze mi się to wszystko nie ułożyło dobrze w głowie, gdy już dotarłem do „mojego” punktu. Ten rozlokował się, jak to od lat bywa, w budynku szkoły podstawowej. Ulica przed nią jest zdecydowanie szersza niż tamta należąca do „Nowoczesnej.pl”, zdecydowano się więc chyba tylko dlatego na manewr zdecydowanie subtelniejszy. Na przeciwległej do szkolnego ogrodzenia siatce wisiał ani za duży, ani za mały, baner reklamujący jakąś niepokojącą postać z Platformy Obywatelskiej.

Wszedłem, zagłosowałem, powiedziałem do widzenia mojej nauczycielce polskiego z podstawówki, która zawsze odkąd pamiętam zasiada w komisji wyborczej i z poczuciem dobrze wykonanego obowiązku ruszyłem w drogę powrotną. Po moim ojcu odziedziczyłem skłonność do cholerycznych reakcji, aczkolwiek walczę z nią usilnie od lat. Wtedy jednak już prawie wystukiwałem numer na Policję, chcąc zadać grzeczne obywatelskie pytanie, czy aby takie zabawy jak ta z banerem na kółkach, to nie jest już bezprawna forma agitacji? Nawet jeśli bym nie miał racji, to przynajmniej byłbym spokojny, że zareagowałem, a już na samym końcu poznałbym jak to wszystko wygląda od strony prawnej. Od wiedzy, nawet tej do niczego nie potrzebnej, nikomu krzywda się nie dzieje. Coś mnie jednak wstrzymywało. Ba, kiedy wracając tą samą drogą znów minąłem ten sam baner „Nowoczesnej” to nie tak znów daleko od tego miejsca zobaczyłem stojący radiowóz, a w nim dwóch znudzonych jak jasna cholera funkcjonariuszy. Już skręciłem w ich stronę, chcąc jednak zwerbalizować moje wątpliwości.

W ostatniej chwili jednak i z tego zrezygnowałem, i ruszyłem dalej przed siebie, przez park. Dlaczego tak? Bo ogarnęło mnie przeświadczenie, że jeśli ci ludzie sięgają po takie środki, to świadczyć musi to o kilku ważnych zjawiskach jakie tam zachodzą.

Pierwsze i najważniejsze – oni naprawdę musieli się bać. Bać tak bardzo, że koniec końców wpadli w całkowity amok. Ściągnęli faceta z lawetą, zapłacili mu jakąś dniówkę i powiedzieli: stój tu chłopie i się nie ruszaj. Jakby co, to my to bierzemy na siebie. I ja im w sumie dziękuję, bo w tym całym jazgocie, czasami mam wrażenie, że ja już sam nie bardzo wiem o co ja tak naprawdę walczę i o co mi właściwie chodzi, kiedy tak jak tutaj się aż tak emocjonuję.

Zobaczyłem tę bezczelność i w jednym momencie zobaczyłem ich w całej krasie. To jest takie ich, że brak mi słów. Niby Europa, niby standardy-srardy, niby buta i przekonanie o własnej wyjątkowości, a koniec końców oni pokazują jak dokładnie rozumieją politykę i jak dokładnie rozumieją stosunek pomiędzy nimi, a ich potencjalnymi wyborcami. I tak jest ze wszystkim, a historia tego banera to nic więcej jak tylko i wyłącznie projekcja ich mentalności.

Potem, może to już przez pobyt na świeżym powietrzu, ogarnęła mnie radość. Bo nie wiedzieć czemu pomyslałem sobie, nie mając zresztą na to żadnego namacalnego dowodu, że oni tym banerem nic nam nie mogą zrobić. Jeszcze rok, dwa wstecz bałbym się, że rzeczywiście jakaś banda tumanów spojrzy na ten baner i uwiedziona niczym egzaltowana licealistka, pójdzie i zagłosuje na tę „Nowoczesną”. Nie wiem skąd ono przyszło, ale to przeświadczenie, że do tego nie dojdzie, wydało mi pewne jak amen w pacierzu.

Jako epilog tej rzewnej historii podam pewien fakt. W mojej mieścinie, jeszcze kilka ledwie miesięcy temu, wygrał wybory nie kto inny jak trupio już blady Bronisław Komorowski. Tydzień temu, przy frekwencji 63 procent, wygrał PiS. 35 do 25. Nie chce mi się analizować tej przemiany tożsamościowej w moim wydawałoby się do szczętu opanowanym przez Europejczyków podwarszawskim zakątku. Wprawiło mnie to w tak doskonały humor, że natychmiast wyobraziłem sobie siebie samego, ucharakteryzowanego na Żakowskiego, siedzącego przy cienkiej lampeczce i w półmroku piszącego tytuł do wzniosłego nokturnu pod tytułem:

Coś pękło, coś się skończyło.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka