Marcin Kacprzak Marcin Kacprzak
7848
BLOG

Platforma w ruinie?

Marcin Kacprzak Marcin Kacprzak Polityka Obserwuj notkę 130

Widziałem wczoraj w internecie pewnego człowieka, osobistość Platformy z dalszego szeregu, choć jednak profesora. Profesora K. Rozwalił się profesor w leżaku, wtedy ktoś zrobił mu niezbyt korzystne dla niego z punktu widzenia religii „fitness” zdjęcie, a potem on (lub ktoś kto potrafi) wrzucił to do sieci. Na innym zdjęciu z tej samej chyba sesji wakacyjnej platformianego profesora widzimy jakiś nadmorski kurort, po którym przechadzają się zadowoleni z siebie obywatele. Do tego krótki opis:

Polska w ruinie, tłumy głodnych dzieci.

Po zderzeniu się z tym co powyżej opisałem, bardzo długo nie mogłem przestać dumać nad pewnym elementem fenomenu Platformy, który chyba w tym wszystkim nam nieco ucieka. Zdjęcie profesora i jego rozważania na temat głodu wśród dzieci uzmysłowiły mi, że w tej aktualnie chwili, w tym całym projekcie nie ma już niczego co mogłoby zamaskować jego sedno. Być może zresztą owo sedno bywa coraz częściej odsłaniane, bo taka jest akurat potrzeba. To ma jakiś sens.

No bo gdyby tak najzupełniej na chłodno się zastanowić – Profesor K. jest sobie w tej Platformie ileś tam lat, wcześniej był w KLD i w Unii Wolności, wie, że idą wybory i mimo wszystko trzeba w tym stadzie pokazać, który basior jeszcze jako tako się trzyma. Akurat jest profesor na urlopie, jest ciepło i przyjemnie. I on wtedy uderza w ten właśnie ton. Musi być z siebie zadowolony, bo jednocześnie nawiązał do tej Polski w ruinie, do tych głodnych dzieci, czyli wypełnił partyjne zobowiązania, ale też, i to chyba musi być z jego perspektywy znacznie ważniejsze, udowodnił swoim kolegom z partii, że on, profesor K., jeśli trzeba, przed niczym się nie cofnie, że dysponuje odpowiednio sprofilowaną wrażliwością.

Jednym słowem, profesor K. w tym trójmiejskim kurorcie znakomicie wyczuł to co w polityce jest w gruncie rzeczy nieopisywalne, nie jest, broń Boże, formułowane wprost w jakichkolwiek programach czy statutach, a tak naprawdę jest w owej polityce najważniejsze. Chodzi mi o pewnego rodzaju klimat, o to „coś” co integruje członków danej partii – i jej wyborców rzecz jasna, o to w głównej mierze przecież chodzi – w sensie, no dobrze, nazwijmy to tak, ideowym. Nie. Lepsze byłoby określenie: kulturowym.

Oczywiście każdy kto obserwuje Platformę przez te wszystkie lata, doskonale zdaje sobie sprawę, z tego, jaki typ osobowości dominuje wśród czołówki tejże partii. Przypadek profesora K. ukazuje nam coś znacznie zaskakującego. Ukazuje mianowicie, w jakim trybie wykuwają się platformerskie tyły i czego tam się wymaga, by z polityka ósmej ligi zrobić partyjnego oficera. Tam buzuje coś specyficznego, roznosi się jakiś niepokojący swąd anarchicznej chęci destrukcji utartych, zwyczajnych zdawałoby się kanonów życia społecznego i jest tam jeszcze bardziej niepokojący, bo przystrojony w tak zwaną „normalność”, demoniczny nihilizm. Wszystko to podlane jest obficie nieposkromioną żądzą konsumpcji. Domyślam się jak musi być to dla wielu uwodzące.

Zmierzam do końca, bo i tak nadmiernie rozciągnąłem ten tekst, miał być w zamierzeniu esencjonalny, a zaczyna być prostacko łopatologiczny. Ta metapolityczna konstytucja, którą na szybko nakreśliłem akapit wyżej, jest póki co źródłem inspiracji dla ogromnej masy Polaków. I mnie nie dziwi wcale to, że ta masa Polaków wciąż chce głosować na partię w której jest nie tylko przecież Ewa Kopacz, Michał Kamiński i Szejnfeld, ale są tam – i to jest tu najbardziej istotne – również tacy ludzie jak profesor K., Jagna Marczułajtis czy też sama Ligia Krajewska. Dzięki występowi profesora K. zdałem sobie sprawę, że tak naprawdę ten profesor, pani Marczułajtis i pani Krajewska są o wiele bardziej istotni dla tej partii niż Szejnfeld i Kopacz razem wzięci. Obiecałem że już nie będę dłużej się rozwodził, wyjaśnię więc to kiedyś tam. Przy okazji. A może nie ma takiej potrzeby.

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka