Marcin Kacprzak Marcin Kacprzak
372
BLOG

Blek Sabat 24

Marcin Kacprzak Marcin Kacprzak Religia Obserwuj temat Obserwuj notkę 10

Początkowo w ogóle nie chciałem tego tematu ruszać i długo się swojego postanowienia trzymałem. Nic jednak nie mogę poradzić, sprawa o której chcę tu napisać, siedzi mi jak drzazga w bucie.

Kilka dni temu przeczytałem notkę Ufki pod tytułem „Kościół to nie supermarket”. Cóż, do samej notki nie mam uwag, w zasadzie w całości się z nią zgadzam, natomiast co innego przykuło moją uwagę. Przez dłuższy czas obserwowałem dyskusję pod ową notką Ufki i wraz z przyrostem komentarzy coraz mocniej utwierdzałem się w przekonaniu, że pisanie notek o tematyce religijnej, mam tu na myśli notki o religii katolickiej, inne religie jakoś nie wzbudzają aż takich emocji na S24, może mieć miejsce, ale pod pewnymi obwarowaniami. Ale o tym za kilka minut.

Najpierw napiszę wprost. Wyciek komentarzy pod notką Ufki ma taką smutną konsekwencję, że na mój gust odbył się tam istny zlot satanistyczny, a co za tym idzie, doszło tam do poważnych aktów obrazy naszej wiary. Sataniści pod Salonowymi ksywkami - to oczywiście pewnego rodzaju ironia. Ot, blogerzy – diabełki na miarę III Rp. Każdy kto funkcjonuje w internecie zna i tak cały przekrój takiego towarzystwa. Są i tzw. agnostycy, są ci, którzy „wierzą w Boga, a w Kościół absolutnie nie”, są - ci są najlepsi - domorośli teologowie, odkrywcy ukrytych przez Kościół Ewangelii, tropiący rzekome biblijne nieścisłości, są ci, którzy może by i do Kościoła zaczęli chodzić, gdyby ten stał się choćby trochę bardziej niekościelny, są i wreszcie ci najważniejsi hierarchicznie w tym towarzystwie, czyli ci prowadzący nieustanną kronikę kryminalną związaną z Kościołem.

No właśnie. Znamy mniej więcej skład internetowych satanistów, on zawsze podobnie wygląda, jak w piłce nożnej, jest napastnik, pomocnicy, obrońcy i bramkarz. Wydawało mi się, że ja już się jakoś do ich istnienia przyzwyczaiłem, natomiast pod tekstem Ufki pojawiła się tam ich cała „pielgrzymka” i obserwacja z jakim zapałem zabrali się ci ludzie za dekonstrukcję Kościoła, na miarę oczywiście swoich skromnych zza monitorowych możliwości, sprawiła, że zacząłem się zastanawiać, czy w ogóle warto wystawiać kwestie wiary na ostrzał tego typu osobników. No i wyszło mi, że nie warto.

Wiara w Boga, jeśli już pojawia się w naszym życiu, staje się naszego życia fundamentem. Jeśli tak nie jest, to znaczy, że jeszcze coś nie działa tak jak powinno. Nawet jeśli jednak jesteśmy wierzącymi ułomnymi w stopniu znacznym, nie zmienia to faktu, że Bóg i Kościół nam przez Niego podarowany, są wartościami dla ludzkiego żuczka najwyższymi. No i tu zaczynają się takie oto kłopoty. Musimy z tym wszystkim iść w życie i konfrontować się z rzeczywistością, która na ten moment, ma wszystko co opisałem powyżej serdecznie w poważaniu. Możemy na przykład napisać o Bogu notkę, ale tym samym musimy być gotowi na to, że przyjdzie do nas jakiś dziwny człowiek i zacznie nam udowadniać, że Jezus Chrystus został wymyślony przez Mieszka I-ego, i że on ma na to dowody na You Tubie. Czy to jest zabawne? No właśnie, moim zdaniem nie jest. Już nie jest.

Wiara jest nie tylko łaską, ona jest też próbą. Czytanie idiotyzmów wypisywanych przez jakichś anonimowych reformatorów religii, co ważniejsze, pozwalanie im na to, by bez skrępowania, w imię swej ukochanej tezy, o tym, że „przecież każdy ma prawo wyrazić swój pogląd”, szargali dla wielu osób kwestie najważniejsze, na dodatek z uśmiechem na gębie i przy najprawdopodobniej pełnym kielichu, może być dla naszej wiary trujące, choć z pozoru może nam się wydawać, że nic nam się nie dzieje. Dla mnie obecność tak dużej ilości blogowych satanistów, to zdecydowanie za wiele.  To co zjadamy, nasze menu, wszystko to potem w nas siedzi, to czym się karmimy zdecydowanie ma wpływ na stan naszych jelit.

To co stało się pod tekstem Ufki, traktuję jako pewnego rodzaju wskazówkę. Choć na S24 piszę od lat, zbanowałem w tym czasie kogoś może ze trzy razy na krzyż, to po tymże tekście Ufki mam stuprocentową pewność, że jedyne co należy w takich sytuacjach robić, to wszystkich tych satanistów na dorobku, ciąć po łbach banem, aż zaskwierczy. A że potem pójdą i zaczną skrzeczeć na swoich blogach, że ich znowu „katol” napadł? Tym lepiej. Przecież oni to lubią najbardziej. Nic im tak nie smakuje jak kontemplacja we własnym gronie, jak radowanie się tymi wspólnymi „sukcesami”. Coś jak dresiarz wracający na swoją „ośkę” i przy flaszce pokazujący kumplom swoje ukradzione stare Nokie. Można zawsze i wszędzie dyskutować, można próbować dawać świadectwo, można rozmawiać o wątpliwościach. W Polsce jest jednak stary dobry zwyczaj wycierania butów przed drzwiami gospodarza i nie wynoszenia mu z domów widelców. W walonkach można spacerować po oborze, a i to nie zawsze. Na wszelki wypadek jeszcze raz to podkreślę. W walonkach nie wchodzi się ludziom do mieszkań. Myślę zresztą, że prawdziwi sataniści mają to akurat obkute na blachę.

Oczywiście, zaraz usłyszę od innych mądrych, że im się nie powinno poświęcać żadnego tekstu. Tak, ja wiem, że ich walka z Kościołem, który przetrwał całe wieki oblężeń po tysiąckroć groźniejszych niż jakiś obsesjonat z laptopem w spoconych rękach, to absolutny żal. Wiem, że taki Osasuna za Chiny Ludowe nigdy nie ośmieliłby się wleźć do kościoła i tam opowiadać swoich dyrdymałów, wiem, że natychmiastowe odprężenie może dać im tylko notka, komentarz, ewentualnie list do Episkopatu pokazywany potem ziomkom niczym właśnie taka stara, zjechana Nokia. Na nic więcej tych ludzi tak naprawdę nie stać.

Napisałem jednak to wszystko z przyczyn czysto technicznych. Ot, takie „ogłoszenie parafialne”. Panie i panowie bida-sataniści. U mnie sabatu nie będzie. Chocby miało być 0 komentarzy.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo