Marcin Kacprzak Marcin Kacprzak
3695
BLOG

Melodramatyczna historia z banalnym morałem

Marcin Kacprzak Marcin Kacprzak Polityka Obserwuj notkę 53

Wiedząc, że będę miał dziś szansę na chwilę spokoju a w związku z tym też szansę na napisanie paru słów, zaplanowałem sobie, że poruszę temat redaktora Ziemkiewicza. Otóż kilka dni temu, zupełnym przypadkiem, natknąłem się podczas wizyty na You Tube na zaskakującą relację video ze spotkania wspomnianego już Ziemkiewicza z publicznością. Puściłem sobie więc ową relację jako tło do kręcenia się po mieszkaniu. Nic nowego jeśli chodzi o Ziemkiewicza nie usłyszałem, ale jedna z jego wypowiedzi utkwiła w mojej głowie już chyba na zawsze. Ziemkiewicz w pewnej chwili mówi, zaznaczam, że relacja o której piszę nagrana została kilka miesięcy temu, wyraźnie stwierdza, z tym właściwym sobie zblazowaniem w głosie, że Andrzej Duda to kandydat, cytuję wiernie, słaby, a kampania wokół tegoż Dudy jest równie słaba. Nie zabrakło też nazwania PiS-u sektą. Myślę, że nie tylko ja w tej sytuacji uznałbym, że należy zareagować. Już wtedy uznałem, że muszę o tym koniecznie napisać, nawet miałem zamiar sprawdzać co już po wygranej Dudy pisał Ziemkiewicz i czy kiedy kilkukrotnie w ciągu tygodnia bryluje on na antenie Tv Republika również wspomina o tej sekcie.

Plan ten legł jednak w gruzach i to wydawałoby się z dość banalnego powodu. Tym powodem była zasłyszana takim samym przypadkiem jak ten powyżej opisany, rozmowa w autobusie. Jako osoba często poruszająca się komunikacją miejską słyszę różnych rozmów bardzo dużo, ale nauczyłem się ich nie słuchać nawet i bez konieczności wkładania do uszu słuchawek. Najczęściej są to całkowite bzdury, plotki i pomówienia. Bywają też narzekania na wszystko i wszystkich. Tym razem opowieść jaką zostałem poczęstowany gdzieś zza pleców zrobiła na mnie tak kolosalne wrażenie, że uznałem, iż nie mam prawa zatrzymać jej dla siebie.

Na jednym z przystanków wsiadła pewna kobitka i od razu wpadła na swoją koleżankę. Usiadły za mną i jedna z nich natychmiast podjęła temat innej swojej znajomej. Znajoma ta, kobieta w wieku mocno średnim, nigdy nie miała w życiu łatwo. Los nie oszczędzał jej nieszczęść mniejszych i większych, choćby takich jak rozmaite choroby czy śmierć syna. Kobieta ta, bez wykształcenia, zabiedzona i zniszczona, ima się różnych nisko płatnych zajęć, by jakoś utrzymać skromne domowe gospodarstwo spoczywające tylko i wyłącznie na jej barkach. Ostatnio pracowała u jakiegoś wyzyskiwacza, wykonując najprostsze, co nie znaczy że lekkie, prace porządkowe. Praca ta, od rana do wieczora, pozwalała zarobić jej 1700 zł. Po kilku latach takiej pracy, człowiek który ją zatrudniał, łaskawie pozwolił jej na dwutygodniowy urlop. Po powrocie przywitał ją chłodny głos wyzyskiwacza oznajmiający, że w takim razie skoro poszła na urlop to należy jej się nie 1700 a 700. Tak to sobie skalkulował. Oczywiście bohaterka naszej opowieści zareagowała na to tak, jak reagują najczęściej ludzie złamani a tym samym bezradni wobec wszystkiego tego co ich spotyka, czyli płaczem i brakiem jakiegokolwiek sprzeciwu. Można tylko podejrzewać, jak wielkie spustoszenie w jej budżecie musiała uczynić informacja o braku tysiąca złotych. Nie poddała się jednak, bo co miała zrobić. Jak co dzień zerwała się skoro świt z łóżka i znów ruszyła, dojazd do tej nędznej roboty zabierał jej bardzo dużo czasu, do swojego wyzyskiwacza. Wtedy usłyszała, przez domofon, ponieważ tamten łajdak nawet nie wpuścił jej do środka, że już nie jest mu potrzebna, i że ją zwalnia.

Skracam całą tę, w ustach opowiadającej pełną ozdobników, historię, i zmierzam do sedna. Kilka dni po tych traumatycznych wydarzeniach, kobietę z naszej opowieści spotyka coś najzupełniej przedziwnego. Otrzymuje od kogoś informację, że jakiś inny człowiek, mieszkający na Mokotowie biznesmen, szuka kogoś do utrzymywania w porządku swojego przestronnego apartamentu. Oboje z żoną wiecznie w rozjazdach, brak czasu na cokolwiek. Kobieta boi się zadzwonić na podany numer. Wie, że ten tajemniczy biznesmen przeprowadza coś w rodzaju castingu, a na to jedno stanowisko chętnych jest jeszcze pięć innych pań. Wie też, w jakim jest stanie. Schorowana, niedożywiona, źle ubrana. Jednak decyduje się na ten krok.

I cóż, jak się okazuje, ów biznesmen wskazuje właśnie na nią. Pierwszego dnia po szczęśliwym wygraniu castingu, żona biznesmena zabiera ją do sklepów i nakupuje jej bluzek, spódnic i czego tam jeszcze każda kobieta potrzebuje. Biznesmen przywozi jej furę produktów spożywczych i codziennie wieczorem dzwoni z zapytaniem, czy zjadła swoje. Jednym słowem absolutnie zaskakująca troska. Sama praca nie jest przesadnie uciążliwa, mieszkanie jest znakomicie utrzymane, należy je tylko co jakiś czas posprzątać, coś ugotować i tyle. Według opowieści sama zainteresowana jest w tak głębokim szoku wobec tego co ją spotkało, że do tej pory nie potrafi składnie tego wszystkiego opowiedzieć. Tymczasem ja musiałem już wysiadać, ale przyznaję całkowicie szczerze, że wciąż tę opowieść słyszę.

Nie wiem, czy ja już obserwując cały ten gnój jaki się wokół nas toczy, już tak głęboko się do niego dostosowałem, że taka jak ta powyższa historia mnie aż tak dotyka. Przecież gdyby ktoś nakręcił na podstawie takiego scenariusza jakiś film czy serial to uznalibyśmy to za tak tandetną szmirę i taką głupotę, że w zasadzie aż trudno to opisać. A jednak na tym naszym świecie takie rzeczy się dzieją.

Szedłem po ulicy dosłownie na miękkich nogach uświadamiając sobie jak bardzo ci ludzie, którzy dali tej kobiecie pracę zachowali się porządnie i w świetle dzisiejszych kanonów zaskakująco. Nie wiem co to za ludzie, ale mogę tylko napisać tyle, że mam nadzieję, że Bóg będzie ich błogosławił aż po kres ich dni.

A o Ziemkiewiczu i tak muszę wspomnieć. Brzmią mi dziś w uszach te jego cyniczne wywody o sekcie i słabym kandydacie Dudzie, a jednocześnie też, jakby na zasadzie kontry, kołacze mi się w głowie ta melodramatyczna historia którą tu przytoczyłem. Kładę je obie na szali i wyciągam wnioski. Widzę dwa światy wypełnione zupełnie innymi wartościami i innymi sposobami pojmowania rzeczywistości. I dzięki tym paniom zza pleców utwierdzam się, że wolę ten świat, który być może redaktor Ziemkiewicz skomentowałby jedynie cynicznym parsknięciem.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka