Marcin Kacprzak Marcin Kacprzak
1738
BLOG

O tym jak nie zostałem racjonalistą

Marcin Kacprzak Marcin Kacprzak Polityka Obserwuj notkę 26

Określenie „racjonalny” najwyraźniej przeżywa ileś-tam-set którąś drugą młodość. Warto zauważyć, że racjonalność nie ma jednej, czystej definicyjnie postaci. Co człowiek, to inna racjonalność. Np. Ziemkiewicz z Zychowiczem najpewniej rozumieją ją inaczej i spin-doktorzy Komorowskiego jeszcze inaczej. Ja natomiast, mimo podejmowania w życiu wielu prób, racjonalistą nie zostałem i chyba już mi się nie uda.

„Myśl racjonalnie”, „Racjonalnie rzecz biorąc”, Najbardziej racjonalne wydaje się”. Można tak długo. Rationalis – rozumny, rozsądny. Kto nie chce być rozsądny, no kto? O tym, żeby napisać coś o racjonalizmie i racjonalistach, myślę już od bardzo dawna. Temat jednak jest na tyle rozległy, można go gryźć z tysiąca możliwych stron, że jakoś nie mogłem póki co oprzeć się na żadnym konkretnym pretekście. Cierpliwość zawsze zostaje nagrodzona.

Dni kilka temu, zupełnym przypadkiem, obejrzałem w internecie bardzo ciekawą relację ze spotkania z mec. Jackiem Bartosiakiem. Jacek Bartosiak to, poza tym, że adwokat i obrotny człowiek, ekspert od spraw zagranicznych. Wie dużo o świecie i, jak można sądzić, ludzie chcą go słuchać. Postanowiłem i ja się czegoś dowiedzieć o świecie. Z efektownych monologów mec. Bartosiaka można wywnioskować, że facet wie, gdzie, tu i tam, w trawie zgrzyta. Skacze po kontynentach jak w planszówce. Ktoś nie wie dlaczego akurat teraz ludzie na dalekim wschodzie zaczęli zakładać prawą skarpetkę na lewą stopę? Mecenas Bartosiak to na pewno wie. Nie to jest jednak ważne. Ważne jest to, że słuchając tego typu eksperckich wywodów, jednego można zawsze być pewnym. Tego, że dużo będzie o racjonalności. No i mec. Bartosiak odwołuje się do racjonalizmu w polityce zagranicznej bardzo często. Ważne jest również to, że kiedy spotykają się eksperci od spraw zagranicznych i ktoś tam rzuci coś na temat Chin, to natychmiast wywołuje to pewien rodzaj nabożności. Na spotkaniu z mec. Bartosiakiem również dużo mówiono o Chinach. Chiny są wielkie , jeśli ktoś nie wie, to ja was o tym informuję. Ze spotkań z ekspertami wiem już, że w Chinach wszystko jest największe, najlepsze i najszybsze. Podobno liczba oficjalnych członków chińskiej partii komunistycznej wynosi... 80 milionów. To musi robić wrażenie. Jeśli coś gdzieś ma miejsce na świecie, to w Chinach to na pewno też to jest, tyle, że starsze o tysiąc lat i większe przynajmniej ze sto razy. Fascynacja chińskim gigantyzmem zatacza coraz szersze kręgi. Wizja świata stopniowo przejmowanego przez grzecznych i uśmiechniętych Chińczyków rozgrzewa ekspertów do białości. Nie ma takiej możliwości, by jakiś ekspert, opowiadając o tym jak to działa polityka zagraniczna, nie odwołał się do Chin i do ich pojęcia racjonalizmu, który chińscy macherzy wprowadzają aktualnie na jeszcze wyższy niż dotąd poziom. Każdy kto mieszka powiedzmy, na Mazowszu (ja mieszkam) musi poczuć się, choć przez chwilę, jak maleńki robaczek toczący swoją małą gównianą kulkę w cieniu potężnego chińskiego smoka. Jak smok nawet takiego żuczka przydepnie to nawet nie zauważy. Ba, nawet jak przydepnie cały kraik takiego żuczka, to nie zauważy. A wszystko to dzięki racjonalności, moi drodzy.

Kiedy spotykają się obrotni ludzie w garniturach, co to widzieli już wszystko na tym świecie, to nie ma mowy byśmy nie usłyszeli o tym, że nam, Polakom, brakuje racjonalności. Gdyby nie ten permanentny brak racjonalności to inaczej byśmy dziś śpiewali. Racjonalizmu brakowało nam od dawna, począwszy od Mieszka, aż po rządy Kaczyńskich. Z krótkimi przerwami na racjonalne rządy Gierka i Donalda Tuska. Mec. Bartosiak mantruje niezmordowanie: w polityce światowej nie ma miejsca na sentymenty. Liczy się darwinizm, dolary i jedwabny szlak. Nas trafia co najwyżej jedwabny szlag. Wystarczy wprowadzić Sun Tzu do kanonu lektur i może za jakieś dwieście lat wyjdziemy na ludzi. A tak, to jesteśmy skazani na wieczną rolę „junior partner”, powstania, romantyzm i inne badziewia.  My tu o wartościach, a oni trzepią hajs. My o Sienkiewiczu, a oni budują lotniskowce. Oni kręcą interkontynentalne lody, a my mamy pełzające Pendolino. Taki jest mniej więcej sens opowieści mecenasa Bartosiaka i naprawdę trzeba by być z kamienia, by gdzieś tak w głębi duszy nie pomyśleć sobie: kurde, może chłop ma rację. Ziemkiewicz twierdzi, że jeśli bylibyśmy racjonalni to nie byłoby II wojny światowej w wydaniu jakim znamy ją z opowieści naszych przodków. Ja czuję się podwójnie winny ponieważ wzruszenie w moim sercu wywołuje bicie kościelnych dzwonów, wierzę w miłosierdzie Boga i nie przepadam za ideą, że jak się ma gruby plik dolarów przewiązany gumką-recepturką w kieszeni to już jest pełnia szczęścia. Nie, raczej nie znalazłbym zrozumienia wśród racjonalistów. Być może wzbudziłbym współczucie.

Wiele lat temu, kiedy moją duszą targały rozmaite emocje, perspektywa zostania twardo stojącym na obu nogach racjonalistą wydawała mi się niezwykle kusząca. Niestety, miałem pecha, bo racjonalizm w Polsce ma wyjątkowo nieciekawą twarz. Pierwsze wątpliwości zrodziły się wtedy, gdy, dawno temu, zajrzałem na jakiś internetowy portal polskich racjonalistów. Mimo, że byłem wtedy człowiekiem absolutnie nie ukształtowanym, o moim ówczesnym oddaleniu od Boga nie wspominając, stanowczo odrzuciła mnie ta racjonalna logika. Niemal z każdego tekstu zaangażowanych racjonalistów bije bowiem przedziwna niechęć do tego co nazwałbym górnolotnie człowieczeństwem. Jeśli jesteś racjonalistą musisz zapomnieć o wartościach, o wierze, o emocjach, o odczuciach, a przede wszystkim, o jakimkolwiek przyznaniu się do własnej słabości. Już wtedy narodziło się we mnie przekonanie, że nie potrafię być racjonalistą. Przykro mi.

Prawdziwym przerażeniem ogarnia mnie wizja Polski racjonalnej w pojęciu mec. Bartosiaka i Sun Tzu. Wykorzystującej każdą słabość innego plemienia i umiejętnie radzącą sobie z wykorzystywaniem owej słabości do podwyższania polskiego PKB. Wcale nie cieszyłbym się, gdyby polskie banki i firmy miały swoje siedziby w Afryce, które drenowałyby tamtejszą biedotę z ostatniego grosza, który znów to grosz wykorzystywalibyśmy na szesnasty lotniskowiec mogący przestraszyć innego „junior partnera”. Cieszyłbym się, gdyby Rzeczpospolita byłaby miejscem, w którym można żyć dostatnio i spokojnie, ale bez niszczenia innych. To jest moje marzenie. Żeby Rzeczpospolita była takim miejscem, w którym i Chińczyk i Kanadyjczyk mogliby żyć i pracować, i nie martwić się, że w tym samym czasie ta sama Rzeczpospolita pozwala na każde draństwo jakie tylko można sobie wymyślić w drodze do kariery.

Tymczasem mec. Bartosiak i red. Ziemkiewicz mówią nam: nic z tego. Albo racjonalizm, albo muerte. Wtedy sobie myślę, że mam tę odrobinę szczęścia, że jutro rano znów usłyszę bicie dzwonów mojego kościoła, że znów tam pójdę, i że, nie wiadomo jak jeszcze długo, pozwolą nam żyć tak jak chcemy.

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka