Marcin Kacprzak Marcin Kacprzak
10402
BLOG

Przykre, ale Cezary Żak plecie "Od Rzeczy"

Marcin Kacprzak Marcin Kacprzak Religia Obserwuj temat Obserwuj notkę 120

Absolutnie zdaję sobie sprawę, że pisanie kolejnego tekstu o tym, że jakiś polski aktor/muzyk/piosenkarz/kabareciarz/pisarz/poeta/sportowiec/celebryta znów opowiada w wywiadach, delikatnie rzecz ujmując, niezbyt przemyślane kwestie, jest zajęciem średnio sensownym. Na pewno nie jest pisanie tego typu tekstów czymś oryginalnym i chyba już wszystkim mogło się przejeść. Ludzie z polskiego świecznika przyzwyczaili nas na dobre, że nie ma co oczekiwać od nich niczego mądrego. A jednak nie dałem rady przejść obojętnie wobec  wywiadu z Cezarym Żakiem (to ten aktor z „Rancza” jakby ktoś nie kojarzył) jaki zaserwowano nam w dzisiejszym „Do Rzeczy”.

Jaki jest mój stosunek do Cezarego Żaka jako aktora? Dosyć przyjazny. Oglądałem trochę tego „Rancza”. Jest to typowy dla późnej III Rp produkcyjniak, w czasie którego obywatel znów może utwierdzić się co do wbijanych mu od lat w głowę auto-stereotypów, czyli po raz tysięczny ujrzeć komicznego księdza, nie robiącego nic oprócz zajadania się pierogami i żeberkami w sosie, oraz równie komicznych pijaków ze wsi (bo przecież na wsi tylko się pije alpagi i woła o „jeszcze”). Agitka ta została jedynie o tyle twórczo rozwinięta, że zgrabnie nadano jej pro-unijny profil. No i dostajemy dzięki tym zabiegom coś w rodzaju nowoczesnego socrealizmu w wersji 2.0. To wszystko prawda, ale akurat Żak to naprawdę dobry, charakterystyczny aktor komediowy i jedynie dla jego podwójnej roli warto w ogóle się do tego „Rancza” dotykać.

Z wywiadu w „Do Rzeczy” dowiadujemy się dwóch rzeczy. Pierwsza to taka, że Cezary Żak to, jak sam się opisuje, konserwatysta, a druga to to, że odpowiadając na pytania ów Cezary Żak udowadnia nam po raz tysięczny, że aktor ostatnie co powinien robić to wypowiadać się na tematy polityczne i światopoglądowe. Nie dlatego, że ja bym chciał mu tego zakazać, ale dlatego, że po prostu najczęściej taki aktor, który dał się namówić na tego typu dyskusje na łamach prasy zazwyczaj prezentuje się strasznie słabo. Nie wiem czemu ci ludzie tego nie dostrzegają. Najwidoczniej walka z własnym artystycznym ego jest walką ciężką.

Nie chcę by ktoś odebrał mój tekst jako chęć przyłożenia Cezaremu Żakowi. Nie, on i tak wypowiada się stosunkowo zgrabnie i poza tym, że nie potrafi wyjść poza typowe dla aktorskich „rozkmin” sentencje w rodzaju „rozczarowałem się co do polityków” i że „nie wszystko się udało, ale ogólnie to jest ok” to tak naprawdę w żaden sposób (z jednym wyjątkiem, ale o tym za chwilę) mi się Żak nie podłożył. I w ogóle nie zabierałbym się za pisanie o Cezarym Żaku, gdyby nie pewne dwie charakterystyczne, bardzo wewnętrznie sprzeczne tezy jakie pan Cezary skonstruował.

Pierwsza sprzeczna teza: Cezary Żak przytomnie stwierdza, że nie uważa , by jego zdanie mogło mieć jakieś znaczenie, że tak naprawdę to on się na tych sprawach nie zna i w związku z tym nie można traktować go jako żaden w tej dziedzinie autorytet. No tak, panie Cezary, ale jednak na wywiad do „Do Rzeczy” pan jednak dał się namówić (wszak dziennikarze prawicowi niczym Mosad dopadną każdego znanego człowieka, który może przejawić choć cień odmienności poglądów). I całością tego wywiadu sam pan potwierdza, jakby empirycznie i organoleptycznie, że tak, owszem, kiepski z pana ekspert od polityki. Bo proszę wybaczyć, ale co nowego do dyskusji o stanie Polski może wnieść opowieść o tym, że jest dużo lepiej niż było, bo można tu i tam pojechać bez paszportu? Tego typu przemyślenia mogą sprawdzić się w czasie rozmów przy grillu, ale żeby wyjeżdżać z tym na ogólnopolską „antenę”? Jeśli chodziło o to, żeby się poświęcić dla dobra ogółu czyli udzielić tego wywiadu tylko po to, żeby już raz na zawsze, na własnej osobie jako na manekinie, udowodnić, że aktorzy powinni zająć się graniem w filmach i serialach ale już na pewno nie „autorytetowaniem”, to udało się, jak cholera. Nie jestem jednak pewien, czy dobrze rozszyfrowałem zamiary pana Cezarego, bo czytając ów wywiad nie można oprzeć się wrażeniu, że Cezary Żak lubi sam siebie słuchać i gdyby ten wywiad miał zająć całą gazetę, to on by na to przystał.

Potem Cezary Żak znów, tym razem o wiele efektowniej, włazi w swoje własne ślady stóp i nie chce za żadne skarby zrozumieć, że to są właśnie jego ślady a nie kogoś zupełnie innego. Cezary Żak to w końcu aktor i chyba tylko to go broni, bo przecież aktor, ani żaden inny artysta nie może przejmować się logiką i konsekwencją - inaczej nie mogło by być mowy o żadnej sztuce. Otóż dowiadujemy się, że Cezary Żak chodzi do kościoła, ale...No właśnie jakie może być ale? Zgadnąć proszę. Nie słyszeliście nigdy tego klasycznego „wierzę w Boga, ale nie w księdza”? No więc tak można by odczytać słowa Żaka o tym, że zdarza mu się „wyłączyć” w czasie mszy, ponieważ najczęściej, zdaniem Żaka, księża przynudzają. Potem idzie jeszcze dalej i oznajmia, że jego dzieci jeszcze wprawdzie chodzą do kościoła, ale są od niego coraz dalej. A to dlaczego, ktoś spyta. Jakiś kryzys wiary, wewnętrzne metafizyczne rozterki, może nawet kłótnia z Panem Bogiem? Nie. Po prostu Żak uważa, że Kościół w tej chwili nie ma niczego do zaoferowania. I tutaj już pan Cezary wpada w istny korkociąg. Wszystko mu się plącze. Kościół jest zł, bo księża przynudzają, ale tak w zasadzie to dla niego ksiądz jest nieważny, gdyż do kościoła chodzi się dla Boga (tutaj akurat pan Cezary trafił)

Mówi pan Cezary: „Dla mnie ten facet przed ołtarzem mógłby tak naprawdę nie istnieć. Jest tylko aktorem, który dzień w dzień czyta scenariusz albo przy kazaniu stara się coś przekazać. (…) Niezwykle rzadk zdarza się, żeby to było głębsze, choć mam to szczęście, że w mojej parafii w Aninie jest taki ksiądz.” Nic nie rozumiem, to dla mnie za trudne. Jeszcze raz. Księża mogliby nie istnieć, ale jednak Cezary Żak cieszy się, że u niego w parafii ksiądz jest ok. Czyli jednak są ważni. Nie wiem, przepraszam jeśli nie umiem nadążyć za torem rozumowania Cezarego Żaka.

Kościół nie ma nic do zaoferowania, proszę państwa. Tak naprawdę to ja cały ten tekst, przyznaję się na koniec zupełnie otwarcie, napisałem tylko dlatego, że to właśnie zdanie Cezarego Żaka zrobiło na mnie kolosalne wrażenie. Naprawdę żałuję, że Cezary Żak nie dopowiedział co tak naprawdę ten Kościół powinien ludziom oferować, ale chyba wszyscy tutaj zgromadzeni doskonale czują pismo nosem. No dobra, rozumiem że Cezary Żak, jak to teraz jest modne, troszczy się o ten Kościół (piszę to serio) i chciałby Kościoła nowocześniejszego, idącego z, jak to się mówi, duchem czasu. No ale panie Cezary. Np. mój kościół, choć jest to w gruncie rzeczy kościół jakich w Polsce setki, położony gdzieś na prowincji, jest zaskakująco nowoczesny. W czasie Mszy na specjalnej elektronicznej tablicy wyświetlane są słowa pieśni, a sama parafia ma wypasioną stronkę internetową, na której można dowiedzieć się co się w parafii dzieje, jakie będą tematy w czasie kazań, jakie są godziny nabożeństw i rozpiski rozmaitych wydarzeń. Po prostu XXI-wiek panie Cezary. Nie nowocześnie niby?

Ok, ironizuję, ale wciąż z sympatią dla pana Cezarego, który pewnie i tak będzie miał ciężko w środowisku po samym przyznaniu się, że chodzi do kościoła, i że miał propozycję startu w wyborach z listy PiS-u. Nawet to musi cieszyć i każe mieć nadzieję, że środowisko artystyczne w Polsce jeszcze całkiem nie upadło na głowę. Jednak mówienie o tym, że „Kościół nie ma nic do zaoferowania” jest o tyle groźne, że staje się coraz bardziej powszechne już nie tylko wśród „zatroskanych świeckich” z Wyborczą pod pachą, ale i wśród wiernych. Wiem dlaczego jest tak groźne, ponieważ sam przez wiele lat mojego lemingowatego żywota powtarzałem to hasło i wiem jak może ono skorodować mózgownicę. To zdanie pułapka, bo w pięknym opakowaniu troski kryje się chęć dokonania takiej zmiany w Kościele, która mogłaby za pomocą tej zmiany Kościół w Polsce raz na zawsze zlikwidować.

Panie Cezary, mnie np. Kościół, po prawie całym moim ateistycznym żywocie, przyciągnął właśnie tym, że niczego nie chce mi „oferować”. Bo nie po to tam chodzę. Kościół  i księża wykonują ciężką mrówczą robotę żeby w nas, Polakach, wiara nie umarła i bynajmniej nie zbierają za to braw.

Niestety, Cezary Żak zdaje się nie rozumieć istoty funkcjonowania kapłanów, ich usytuowania w życiu Katolików i w ogóle sensu ich powołania. Zaręczam panu, panie Cezary, że gdyby faktycznie byłoby tak jak pan mówi, czyli że księża nic nie robią, to Kościoła już dawno by w Polsce nie było. Zresztą nie tylko w Polsce. Mam nadzieję, że kiedyś pan to zrozumie. Ale skoro mi się udało, to dlaczego panu miałoby się nie udać.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo