Marcin Kacprzak Marcin Kacprzak
1314
BLOG

Czy, a raczej kiedy, Nergal zaśpiewa kolędę w TVP?

Marcin Kacprzak Marcin Kacprzak Polityka Obserwuj notkę 14

Może zabrzmieć to jak wyznanie zblazowanego prawie (prawie, jeszcze ponad rok został) czterdziestolatka, ale niestety, zauważyłem, że pewne zjawiska przestały mnie już dziwić. Nie to, że je bagatelizuję, albo może i akceptuje, ale nie budzą one już we mnie jakiegoś egzaltowanego wstrząsu. Nie czuję zdziwienia kiedy jedna znajoma mi osoba, osoba dodajmy całkiem porządna i życiowo bardzo zaradna, tuż po tym jak oznajmiam, że zdecydowanie jestem przeciwny aborcji, rewanżuje mi się z kolei najzupełniej poważnie, że być może powodem takiego a nie innego mojego stanowiska w tej kwestii jest po prostu brak … empatii. Jeśli już się czemuś dziwię, to raczej tym, że to wszystko jeszcze tak stosunkowo wolno się kręci.

Będąc u rodziców na Wigilii, przeżyłem coś zaskakującego. Moja Mama lubi oglądać w Święta programy telewizyjne, w których można posłuchać kolęd. Tak więc w pewnym momencie przełączyła telewizor na program pierwszy TVP, a tam akurat „leciało” kolędowanie wprost z  pałacu prezydenckiego. Nie chcąc psuć rodzinie Wigilii, postanowiłem wstrzymać się z politykowaniem na głos, ale wrażenie podczas oglądania tego „show” było takie, że aż mocno zaciskałem dłonie na oparciach fotela.

W ogóle nie będę tu pisał szerzej o Komorowskim, o jego żonie tym bardziej (ona akurat wzbudza moją sympatię – nic na to nie poradzę, poza tym doskonale pamiętam jak znęcano się w mediach nad Marią Kaczyńską, rewanżyzm nie jest fajną opcją). Sama formuła programu świątecznego, gdzie znani artyści odgrywają kolędy, to przecież „format” który polska telewizja odkryła jeszcze w czasach PRL-u co pamiętam z dzieciństwa, i też nie mam zamiaru szerzej się tym zjawiskiem zajmować. Moją uwagę przykuło coś zupełnie innego.

Otóż kiedy myślałem, że już nie będę w stanie znieść kolejnej modern-wersji kolędy nagle na scenę wkroczyła sama Maryla Rodowicz. Ponieważ nic mnie tak nie drażni jak publiczne uwagi nt. urody kobiet, daruję sobie uwagi na temat niezwykle odpowiedniego i licującego z sytuacją jej „wigilijnego look'u”. Ważniejsze jest to, że choć Maryla Rodowicz śpiewała kolędę, i robiła te swoje wszystkie znane od dekad grymasy, te gibanka i podrygiwania, to ja od pierwszego dźwięku czułem całym sobą, że nasza Marylka po prostu, nie wiem czy jest takie słowo, przeszarżowuje. Spojrzałem przez ułamek sekundy w te jej wymalowane na emo-nastolatkę oczy i zobaczyłem tam prawdziwą mękę. Chyba każdy kto jako tako czuje muzykę, potrafi wyczuć, że dany artysta nie ma swojego dnia albo prostu męczy się z wykonywanym materiałem muzycznym. Z różnych powodów.

Migały telewizyjne ujęcia. To zmordowana Maryla próbująca zamienić tę biedną kolędę w jakiś post-country-big-beat, to para prezydencka, to dzieci siedzące przed sceną, to znów Maryla, i tak w kółko. No i jakoś tak same zaczęły mi się rodzić w głowie pewne refleksje.

Najpierw przed oczyma stanęły mi jak byk zupełnie niedawne (może dlatego tak m się to razem skleiło ze sobą) wypowiedzi Maryli Rodowicz na tematy różnorakie. Przypomniało mi się np. to.

„...Absolutnie. To kobieta decyduje czy urodzi, czy nie. In vitro jest wybawieniem dla wielu kobiet. (…) W Kościele jest za dużo zakazów. Kościół nie może decydować za kobiety...”

Dodam, że bardzo naładowane świadomością „absolutnie” tyczyło się pytania, czy Marylka popiera aborcję. Miałem więc przed oczami to bardzo odważne i zdecydowane zdanie na temat roli wiary i Kościoła w życiu Maryli Rodowicz, i jednocześnie widziałem jej, wciąż wówczas trwające, kolędowe męczarnie. No i dosłownie w tej samej chwili, gdy zajrzałem później do netu, by przypomnieć sobie cały ten jej pamiętny wywiad, zalinkowało mnie do newsów ogłaszających, że Maryla Rodowicz wsparła prace restauratorskie nad ołtarzem  św. Dydaka., znajdującym się w wileńskim kościele bernardyńskim pw. św. Franciszka z Asyżu. Artystka, jak donosił jeden z licznych na ten temat artykułów, wzięła udział w uroczystości poświęcenia tegoż ołtarza.

„To bardzo ważny kościół dla mojej rodziny. W tym kościele była chrzczona moja mama. To był jej szkolny kościół, tu przystąpiła do pierwszej komunii”. - powiedziała.

No i miałem podwójny problem gotowy. Jeśli ktoś myśli, że będę tu próbował walcować Marylę Rodowicz w stylu znanym choćby z portalu „wPolityce” będzie musiał się srogo zawieść. Bo mając w głowie te dwie twarze Maryli, tę jedną której usta mówią, że „absolutnie” jest za aborcją, oraz tę drugą, twarz osoby wspierającej restaurację ołtarza, czuję się bezradny. Znam bowiem osobiście wiele osób, które w podobny co Maryla sposób potrafią łączyć wodę z ogniem i być jednocześnie „absolutnie” przekonanym o tym, że „wszystko gra”.

Maryla Rodowicz opowiada swoje naiwne kocopołki (nie tylko zresztą o sprawach religijnych, o polityce, a jakże też nadaje) w tak szczery sposób, że nie wierzę w to, żeby ktoś ją specjalnie zadaniował. To po prostu ten typ artysty, któremu mylą się role i które uwielbiają być, jak to ujmuje dr. Krajski, „pudłem rezonansowym” tych, którzy rozdają wypłaty twórcom i którzy są w stanie podtrzymać blichtr i podupadający wewnętrzny żar jaki musi jeszcze z pewnością tlić się choćby właśnie w Maryli Rodowicz.

Potem nagle, dosłownie jak diabeł z pudełka, przypomniał mi się ten nicpoń Nergal. Przepraszam, że tak nagle zmieniam kierunek, ale tak bywa. Otóż ja obserwuję Nergala od bardzo dawna, jeszcze od czasów jego muzycznych początków, kiedy to jako zupełnie nieznany, niszowy black-metalowiec śpiewał pamiętną „pieśń” pt. „Chwała mordercom św. Wojciecha” (chyba tak to szło, nie chce mi się sprawdzać). Widziałem wtedy z nim jakiś wywiad, i jakoś tak instynktownie poczułem, że ten facet daleko zajdzie. No i wszystko ku temu zmierzało. Kariera zachodnia była już w zasadzie jego, gość powoli wdzierał się do światowego mainstream'u rocka, czyli jednym słowem robił to co reszta jego kolegów po fachu z Polski mogła jedynie obejrzeć na You Tube. Nagle to wszystko się skończyło. Nergal dosłownie z dnia na dzień przeszedł na inny odcinek i nagle zaczął służyć jako nadworny „diabełek” TVN-u. Zamiast dalszych podbojów świata były zdjęcia z podrzędną gwiazdeczką (z perspektywy świata, w którym Nergal już wcześniej brylował), dyskusje z żoną Kwasniewskiego i jakieś żenujące udziały w naszych swojskich, prowincjonalnych talent-show.

Być może Nergal wybrał (lub za niego wybrano) taką właśnie misję krzewienia własnej ideologii, którą jak sam twierdzi, jest satanizm. Jest to wymyślone bardzo sprytnie, ponieważ ten Nergal, wyglądający jak niewadzący nikomu zięć sąsiadki z mieszkania obok, a jednocześnie mówiący te wszystkie rzeczy, które artykułuje z tym swoim uśmiechem fordansera, to jednym słowem strzał w dziesiątkę. Tego było trzeba do kompletu. Miły, sympatyczny, uśmiechnięty, realizujący się facet. A że satanista? No i co z tego, pewnie zapytałby nie jeden. Przynajmniej szczery i „odważny, bezkompromisowy etc.” Jednym słowem ktoś z kim może utożsamić się niejeden niedzielny mąż-kapeć z kredytem na plecach, chcący czasem posłuchać „szatana” jak żona nie słyszy. Tak to chyba działa, a że działa to ja wiem na pewno, znam wiele osób nie widzących w osobie Nergala żadnego „freaka”, to jest już ktoś kto jest takim Wodeckim naszych czasów.

No ale nie zostawiajmy Marylki samej. Demoniczny makijaż tejże Marylki z występu wigilijnego sprawił, że sam się zdziwiłem wewnętrznie, że na tej kolędowej scenie zabrakło Nergala. Toż to by było to. Przecież jest już odpowiednio zalegendowany i żadna gospodyni domowa nie przeraziłaby się Nergalem śpiewającym „Cichą noc” (a dowody na to, że Nergal potrafi śpiewać całkiem ładnie, nie tylko growlować, są w internecie – taki to zdolny „diabełek”). Aż by się o to prosiło, by zrobić ten odważny krok i raz na zawsze uwolnić Polaków od stęchłego kadzidła polskiego katolicyzmu. Niestety, na sali w pałacu prezydenckim jest jeszcze Bronisław Komorowski, człowiek, który mruga lewym okiem do polskiego motłochu i pewnie w ten sposób bohatersko wstrzymuje nieubłagane młyny postępu. Póki co artyści muszą raz na rok zawieszać swój dość luźny (ale jestem dyplomata) stosunek do chrześcijaństwa i odśpiewać w TVP kolędę, bo ta musi robić misję, kolędy w święta puszczać jeszcze jakoś tam wypada, a przecież artyści dobrze wiedzą, że nie ma tak dobrego płatnika jak TVP.

Ot nasz wybawca, Komorowski Bronisław. Ale myślę jednakowoż, że jeszcze się doczekamy. Doczekamy się i kolęd w wykonaniu Nergala, doczekamy się Marii Peszek śpiewającej piosenki ze swojej płyty „Jezus Maria Peszek” przerobionej na kolędę właśnie, być może znajdzie się tam też i miejsce dla wielu innych tuzów naszej sceny. No i jak już to się spełni, jak oni nam zagrają w którąś Wigilię, to potem będzie już najprawdopodobniej koniec świata jaki znamy. Ale na szczęście już później, jak to się skończy znajdziemy się w lepszym świecie. Ja przynajmniej w to wierzę.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka