Marcin Kacprzak Marcin Kacprzak
4557
BLOG

"Biesy" mówią: łapy precz od mojej macicy

Marcin Kacprzak Marcin Kacprzak Religia Obserwuj temat Obserwuj notkę 261

Nie chcę dziś pisać o samej sprawie prof. Chazana, nie chcę jej analizować, ani nie chcę toczyć tu żadnej bitwy na argumenty. Sprawa profesora Chazana to jedno, drugie zaś to toczący się równolegle do niej przerażający spektakl, którego obserwacja w jakiś sposób mnie zahipnotyzowała. Mam tu na myśli spektakl w wykonaniu istnego chóru oburzonych na to co w ich mniemaniu prof. Chazan się dopuścił. Treści w tym spektaklu nie było żadnej, było za to wściekłe tupanie kończynami i potępieńcze zawodzenie.

Fiodor Dostojewski, oprócz autorstwa wielu genialnych treści, jest także autorem powieści pt. „Biesy”. Jest to powieść z tzw, kluczem, do której czytania należy usiąść dopiero wtedy kiedy jako tako zapoznamy się z realiami społeczno-politycznymi epoki w jakiej powstała oraz kiedy też zapoznamy się z biografią jej autora – jeśli tego nie uczynimy to nic z „Biesów” nie zrozumiemy, a sama powieść może wydać nam się wtedy jakimś dziwactwem nie do przeczytania. Bez zbędnego rozwlekłego referatu: Dostojewski w „Biesach” pokazuje nam specyficzną galerię postaci. Owszem, ważne jest to, że te postaci to mniej lub bardziej jawni, mniej lub bardziej radykalni antycarscy zwolennicy rewolucji i postępu, ale w ostatecznym rozrachunku to nie jest bardzo istotne ponieważ „Biesy” to powieść ze wszech miar uniwersalna. Dostojewski pokazuje nam typ osobowości, który nigdy nie znika ze sceny, który jest z nami zawsze bez względu na czas, miejsce i okoliczności.

A więc widzimy w „Biesach” ludzi, którzy dali uwieść się pewnej diabolicznej logice. Pochodzą z różnych środowisk społecznych, ale najczęściej są to ludzie, których można nazwać inteligentnymi. Tak się jakoś jednak dzieje, że ta inteligencja u Dostojewskiego staje się idealną ściółką dla każdego rodzaju idei mających na celu zniszczenie wszelakiego porządku. Idea ta stwarza doskonałe pozory, iż jest ideą czysto polityczną, że zależy jej jedynie, odwołujemy się nadal do „Biesów”, likwidacji opresyjnej monarchii rosyjskiej a w jej miejsce wprowadzenie szeroko rozumianych idei liberalnych. To właśnie jest ten snop światła, który pada na wspomnianą ściółkę inteligencji nie wspieranej w żaden sposób przez duszę i który doprowadza do pożaru. Bo to są pozory: kiedy obedrzemy ideologię wyznawaną przez „Biesy” z całej tej nowo-mowy, tej całej troski o świat i ludzi, to zaczynamy się dokopywać do jej właściwego sedna. Czyli jakiejś podskórnej chęci zniszczenia i zdeptania wszystkich zasad jakie nas otaczają, bez względu na ich pochodzenie.

Piszę o tych „Biesach”, bo od razu przypomniała mi się owa powieść, kiedy to na Salon 24 spadła lawina tekstów i komentarzy, nazwijmy to, anty-Chazanowskich. Czytałem to i owo z tego repertuaru i od razu rzuciła mi się w oczy jedna mianowicie kwestia. Otóż próbowałem dociekać co budzi tak wielką wściekłość w tych ludziach, którzy nie potrafią zrozumieć, że może na świecie istnieć lekarz, który nie chce zabić nienarodzonego małego człowieka. Dlaczego właśnie to ta kwestia aborcyjna sprawia, że porzucają maski rozsądnych, wyrozumiałych i wrażliwych liberałów, że to ona sprawia, iż są w stanie sięgnąć po najcięższe słowa? Z ich tekstów i komentarzy, choć starają się usilnie zachowywać pozory jedynie im przynależnej ogłady i elokwencji, przebija jakaś demoniczna zawziętość. Bo czym inaczej tłumaczyć te pełne jadu wypowiedzi, te na szybko i byle jak klecone odezwy, te wściekłe komentarze pisane w jakimś zapamiętaniu, zbudowane na czarnej logice odwróconej do góry nogami wyglądające jakby poprzestawiano w nich słowa. Niektóre z komentarzy przypominały wręcz próbę oplucia adwersarza jakąś zielonkawą mazią. No i to łapanie za słówka, to przeskakiwanie z biurka na szafę i podwieszanie się pod sufitem. „Dlaczego chcesz by ta kobieta cierpiała?” - pyta jeden „Bies”. Drugi znowu: „Obyś ty musiał kiedyś podejmować taką decyzję”. Arsenał argumentów „Biesy” mają niezwykle ograniczony, można go w zasadzie zamknąć do kołkiem ciosanych kapiszonów wolnościowych. Już na początku lat 90-tych karierę w stacjach radiowych robił „hit” zapomnianego już zespołu Futurobnia pt. „łapy precz od mojej macicy” i przecież nic się w kwestii finezji argumentacji „Biesów” nie zmieniło.

Wszystko to drży w posadach i oblepione jest, już w tym tekście lekko zaznaczoną, jeszcze bardziej demoniczną troską o kobietę, której nie pozwala się decydować o tym, czy jej dziecko umrze czy nie i o tej śmierci sposobie. Czy tylko ja czuję się słysząc te gorzkie żale jakby uczyniono mnie bohaterem remake'u „Dziecka Rosemary?”. A już całkowicie odbiera mowę fakt, że w mniemaniu „Biesów” to całe kłopotliwe dziecko, które już zostało poczęte i nawet całkiem sporo urosło, ale które jest zdeformowane, należy wyszarpać z kobiety za pomocą jakiegoś potwornego narzędzia lub też zalania go jakąś żrącą substancją i wtedy wszyscy odetchną z ulgą, a matka dziecka będzie mogła spokojnie żyć dalej. To wszystko, w myśl postulatów „Biesów” powinien jeszcze zrobić tylko lekarz, nikt inny. „Biesy” machają przy tym ustawami i domagają się bardzo skrupulatnego przestrzegania przepisów.

To zresztą wszystko nieważne. Bo przecież trzeba by być szalonym, żeby dać się nabrać na te sztuczki. „Biesom” nie zależy na dziecku, nie zależy na matce, ani na niczyim szczęściu. „Biesy” uwiera to, że wciąż istnieją jakieś oazy gdzie ludzie chcą opierać swoje życie na pewnych twardych zasadach, których przecież nie wymyślił sam człowiek i których człowiek nie może nie tylko łamać ale i naginać, bo tylko to chroni nas przed zamienieniem się w dzikie zwierzęta. Tu trzeba sobie zadać koniecznie pytanie niezwykle praktyczne: czy z „Biesami” należy wdawać się w polemikę, czy próbować przekonywać do tego, by choćby postarali się przemyśleć swoje stanowiska? Chciałoby się powiedzieć: tak, bo przecież jesteśmy wszyscy tylko i aż ludźmi. Jest tylko jeden warunek. Muszą przestać tupać, pluć i zawodzić. Wtedy można pomyśleć o dialogu.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo