Marcin Kacprzak Marcin Kacprzak
2235
BLOG

Platforma ma swój Smoleńsk

Marcin Kacprzak Marcin Kacprzak Polityka Obserwuj notkę 18

Wiem, że tytuł tego tekstu to, praktycznie rzecz biorąc, balansowanie na cienkiej lince dobrego smaku i to balansowanie na bardzo dużej wysokości. Co mam jednak poradzić skoro w zaistniałej sytuacji tylko takie skojarzenie przychodzi mi do głowy.

Uspokajam. Nie oszalałem zupełnie i doskonale sobie zdaję sprawę z pewnej niestosowności porównywania śmierci „tylko” cywilnej z katastrofą Smoleńską, gdzie przecież mieliśmy do czynienia z prawdziwą ludzką śmiercią. Tam na dodatek ze śmiercią osób dla kraju najważniejszych, co ważne, dających nam jakąkolwiek nadzieję na wyzdrowienie naszego kraju. Dziś chodzi o osoby, które są dla tego kraju jedynie zagrożeniem. Nie potrafię jednak uciec od tytułowego porównania, choćbym bardzo chciał. Tu oczywiście jeszcze ciśnie się na usta kolejna tania ironia: no bo czy wielkim nietaktem będzie stwierdzenie, że „jaki rząd, taki Smoleńsk”?

W jednym i drugim przypadku, mimo rozmaitych różnic, mamy do czynienia w praktyce z tym samym – struktura państwa nie działa, na wielu poziomach jest detonowana przez nieustanne boje pomiędzy środowiskami chcącymi utrzymać tu swoje interesy, więc raz na jakiś czas ktoś wstaje od stołu i wywraca go do góry nogami, bez względu na skutki i środki jakie musi w tym celu zastosować. Państwo polskie przez te 25 lat domniemanej wolności nie okrzepło ani trochę. W każdej chwili można je rozkołysać, można nawet je w dowolnym momencie przekierować na wybrany przez siebie kurs. Pozostaje jedynie kwestia metody. Chcąc uderzyć w „swoich” trzeba jedynie wówczas podstawić im mikrofon pod nos, choć rzecz jasna musi to być mikrofon schowany, bo mikrofony jawne służą na co dzień tylko do transmitowania rozmaitych agitacji. Kiedy już zaczynają mówić głosem szczerym, to od razu widać (raczej słychać) z kim mamy do czynienia, a tym samym w ciągu jednej sekundy osiągnięty zostaje cel nagrywających: nikt poważny nie może dalej uznawać, że te osoby nadają się do rządzenia czymkolwiek i te osoby znikają, muszą ustąpić miejsca innym.

Na drugich, tych mniej wyrozumiałych dla kształtu rzeczywistości, tych „nie swoich” rada może być tylko jedna, mianowicie eliminacja fizyczna, bo wszelkie ich podsłuchiwanie owocuje jedynie jakimiś śmiesznymi dorszami, albo reklamówką z kanapkami, a jak ich już nagrać to rzeczywiście, plotą jakieś czasem kocopałki, ale o żadnej zdradzie państwa nie ma tam mowy. Można też oczywiście zebrać się w ciemnym pokoiku jak to pewnej czerwcowej nocy się zdarzyło i niewygodnych ludzi po prostu wspólnymi siłami przegłosować. Ta metoda jednak nie jest skuteczna bo „stare kłopoty” wcześniej czy później, jak pokazał rok 2005, się reinkarnują.

Tak czy siak Platforma Obywatelska szybko musi nauczyć się nowej roli, mianowicie gonionej przez myśliwych zwierzyny. Myśliwi pojawili się „znikąd”, albo co bardziej prawdopodobne nagle zrzucili maski przyjaciół, bo coś ich zdenerwowało albo obraziło. Katastrofa oczywiście kalibru w znaczeniu życiowo-ludzkim nieporównywalna z tą Smoleńską, a zgliszcza jedynie symboliczne i to w sferze nie materialnej. Co z tego, skoro efekt dla przeciętnego obywatela jest ten sam: Polska znów z urwaną głową, zlatująca po równi pochyłej, bezradna, instytucje mogące choćby stworzyć pozory bezpieczeństwa okazują się być siedliskiem patologii. Pod cienkim płaszczykiem pozorów jest tylko gnijący miąższ. Elita nagle znika, a kraj jedyne co może to wyprawić piękne pogrzeby. Tym razem jedynie na szczęście polityczne. Wszystko to wokół współczujących głosów z zagranicy, które znów będą pisać o „biednej Polsce” której jeśli ktoś szybko nie pomoże to się całkiem wykolei.

Kto to wszystko robi i w jakim celu? Tego nie wie pewnie nikt, albo raczej wie o tym bardzo wąski krąg osób. Demokracja w pełnej krasie swojej fikcyjności. O losie Polski nie decydują wyborcy ani programy polityczne, a raczej inne siły i ich aktualne zapotrzebowania. Żeby wyjść z tej smuty trzeba by po raz nie wiadomo który próbować wracać do pra-przyczyn, o których żaden konsument nie chce słuchać, bo zajęty jest konsumowaniem i nie życzy sobie by mu przeszkadzać. Trzeba by wrócić do starej jak III RP litanii, do nieuczciwej transformacji, do braku rozliczeń przeszłości i konkretnych ludzi. Musiało by stać się coś z punktu widzenia zblazowanego i cynicznego wobec rzeczywistości konsumenta znacznie gorszego, trzeba by mianowicie wrócić do rozmowy o podstawowych wartościach, podjąć kolejną próbę wyprostowania podstawowych pojęć, takich choćby banalnych jak zło czy dobro, kłamstwo, prawda etc. Jedynie takie zbiorowe rekolekcje mogłyby nam dać nadzieję na lepszą przyszłość. Bo jak społeczeństwo ma wziąć sprawy w swoje ręce skoro nie ma do tego żadnych narzędzi? Media sprzężone z popkulturą w jedną pięść tłuką Polaków po głowie od kilku dekad, więc co się dziwić że ten przeciętny Polak nie potrafi do dziś odkryć związku pomiędzy nierozliczonymi SB-kami i agentami, a ilością złotówek w swoim portfelu. Zaskoczony Polak nie rozumie co się dzieje, nie wie czemu nagle ich ukochany, fajny rząd rozpada się na kawałki niczym sparciała sznurówka. Żeby zrozumieć musiałby dokonać potwornego wprost męczeństwa. Zamiast obejrzenia kolejnego odcinka „Gry o tron” musiałby przeczytać cokolwiek uczciwego o historii Polski. Zamiast pięciu grilli zrobić cztery, a czas przeznaczony na ten jeden grill wykorzystać na pogłębienie wiedzy o mechanizmach geopolityki i makroekonomii. Zamiast wieczornego wypadu „na piwo” trzeba by poczytać w niezależnych źródłach co nieco o życiorysach osób, które widać w telewizorze. Kto byłby dziś zdolny do takich poświęceń? Trudno jest więc mieć nadzieję, że w końcu kolejny cios pięścią spadnie już nie na polski nos, a na polską twardą gardę. Bo przecież zepsuty ząb może zainfekować trucizną cały organizm.

Za chwilę znów znajdziemy się w politycznej próżni, która będzie musiała zostać czymś wypełniona. Tym razem sprawa dla podsłuchujących będzie o niebo łatwiejsza niż w 2010 roku, bo nie ma w Polsce takiej cywilnej śmierci, której by nie można jej było po jakimś czasie unieważnić. Ci, dziś padli w boju, muszą na jakiś czas pójść do lodówki, ale przecież mamy do dyspozycji tych, którzy powoli wracają do żywych. Nie ma zupełnie mowy o tym, o czym pisze dziś Zebe, czyli jakiejś reaktywacji IV RP. System obroni się sam, sam stworzył kłopoty i sam je rozwiąże. Nikt z zewnątrz, nikt spoza grup interesu nie jest tu już potrzebny, czego najlepszym dowodem jest rozpoczęcie opozycyjnej ścieżki przez Monikę Olejnik. Popuśćmy więc wodze fantazji na całego. Rząd Ocalenia Narodowego z premierem i prezydentem w jednym cielcu Lecha Wałęsy?

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka