Marcin Kacprzak Marcin Kacprzak
592
BLOG

Dawajta już ten mundial

Marcin Kacprzak Marcin Kacprzak Rozmaitości Obserwuj notkę 19

Nie wiem czy to do końca normalne, ale zawsze kiedy jest mundial, świat wydaje mi się jakiś inny. Powietrze ma jakby inną gęstość, ludzie wokół chodzą zupełnie inaczej, podobnie jak inaczej smakuje pomidorowa.

Przy takich okazjach niemal każdy przywołuje jakieś anegdoty. Jeśli miałbym jakąś przywołać to cisną mi się dwie opowiastki. Rok 1990, jestem u babci na wsi. Oglądam mistrzostwa na śnieżącym czarno-białym telewizorze, który stoi tuż obok rozżarzonych fajer kuchni. Miejscowe dzieciaki patrzą przez szybę na dziwaka, który nie lata po dworzu tylko patrzy na śnieg w kineskopie (#Klinsman). Osiem lat później mistrzostwa we Francji. Kupuję sobie w sklepie jakąś podejrzaną sałatkę rybną. Zjadam ją tuż przed meczykiem. Godzinę później mam 39 stopni gorączki i generalnie przechodzę trzydniowe ciężkie zatrucie. Żalu, że tyle spotkań mnie ominęło nie potrafię nawet opisać. Od tamtego czasu przed ważnymi mundialowymi meczami jem tylko przegotowaną wodę.

Tak już mam, że jak jest mundial to oglądam go od dechy do dechy nie bacząc na żadne przeszkody. Jak world cup był w USA to przestawiłem się na tryb nocny. Jak czasem mecze kolidowały z obowiązkami życia codziennego, to potrafiłem mecze nagrywać na wideo i potem wracać przez całe miasto z zatkanymi uszami i nie odbierać telefonów.

Za dwa tygodnie się zacznie. Choć wiele kwestii z wiekiem w człowieku ulega degradacji to jeśli chodzi o mundial utrzymuje się status quo. Jeszcze dwa tygodnie a ja już zaczynam chodzić do tyłu.

No i wszystko byłoby pięknie, gdyby nie to, że mam z tymi mistrzostwami jakiś problem. Kompletnie nie wiem na jakiej drużynie się skupić. Kibicowanie Hiszpanom (jako prawilny hipster trzymałem za nich kciuki jak co mundial dostawali w czapkę) już mi się znudziło. Czechów nie ma.

Holendrzy jakoś mnie ostatnio nie porywają. Francuzi? Bez żartów. Z drużynami południowo-amerykańskimi jakoś nie potrafię się nigdy utożsamić. No i co z tym zrobić?

Dowodem na to, że wszystko w życiu człowieka się jednak nieubłaganie zmienia jest fakt, że po długich analizach postanowiłem, że w tym roku postawię na... Włochów. Tak! Na tych Włochów, których jeszcze cztery lata temu nawet bym nie spojrzał ani nie dotknął rosochatym kijem. Ktoś musi jednak bronić honoru Europy. No więc kto? Niemcy z tym dziwnym panem w białej koszuli podobnym do wokalisty Modern Talking? Belgia? Najczarniejszy z koni od dekad najpewniej szybko przekona się, że żeby podbijać mundial to trzeba zjeść kilka beczek soli i spazmy ekspertów to za mało. Hiszpanie to już czysta futbolowa geriatria. Reszta to Borkowy „dżemik”, statyści.

Zostają Włosi. Cwaniactwo i – nie bójmy się tego określenia – piłkarskie chamstwo poszerzyli o całkiem przyjemną grę piłką. Poza wszystkim: są diabelnie głodni sukcesów, bo ich kluby szorują o dno, a przecież ambicje mają bardzo duże. Nie, nie wierzę że to piszę, ale na serio będę im kibicował. Tylko czy oni mają jakiegoś napastnika?

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości