Marcin Kacprzak Marcin Kacprzak
1955
BLOG

Euro 2016, czyli: Adieu Polonais !

Marcin Kacprzak Marcin Kacprzak Rozmaitości Obserwuj notkę 65

Żywot polskiego kibica nie jest prosty, a już na pewno trudno napisać, iż jest usłany różami. Chwilowo nie przeżywamy żadnych poważnych porażek, nie rozdrapujemy, ani nie oblizujemy, ran, bo po prostu nigdzie nie gramy, a te rozgrywki, które się aktualnie toczą w wielkim piłkarskim świecie, są daleko poza nami. No ale ta „golgota” nigdy się nie kończy i właśnie poznaliśmy rozpiskę nowych męczarni – chodzi o eliminacje do Euro 2016 mających odbyć się we Fracji.

Niemcy, Gibraltar, Gruzja, Szkocja, Irlandia, a pomiędzy tymi wszystkimi sympatycznymi nacjami my. A w zasadzie nasze dzielne orły, które, a jakże, są pełne nadziei i wiary. Za chwilę usłyszymy znane do bólu i tak samo mocno oklepane mądrości w stylu: „z każdym da się powalczyć”, „na początku każdy ma szanse”, „póki piłka w grze” etc. Tymczasem, każdy kto choć odrobinę obserwuję świat futbolu dobrze wie, że każda, dosłownie każda z tych drużyn, (tak, tak, debiutujący w europejskiej piłce Gibraltar też!) może nam wywinąć ciężki numer.

Nasze sny o potędze wcale nie zamierzają zlądować. Sam fakt, że nie losowano nas z czwartego a z trzeciego koszyka zakrawa na cud i z pewnością wielu naszym rodakom każe ów cud sądzić, że opatrzność nad nami czuwa, a tym samym już za chwilę będzie cudownie. Tak cudownie jak to mówił red. Szaranowicz w czasie skoku Stocha, że „można zwariować ze szczęścia”. No i Niemcy, w końcu zemścimy się na Niemcach za lata ciężkich porażek, bo przecież my też mamy po dwie nogi i ręce jak oni i „każdego można ograć”. Jednak te nadchodzące eliminacje mogą stworzyć nowy rozdział w historii naszych klęsk, bo na Euro we Francji zagrają po raz pierwszy aż 24 drużyny, a z naszej grupy eliminacyjnej bezpośrednio awansują, nie jedna jak dotąd było, a pierwsze dwie. Czyli tym samym nasi piłkarze dostają nowe diaboliczne wyzwanie, któremu na pewno sprostają. Myślicie, że nie może być już łatwiej dostać się na Euro? Nasze orły udowodnią wam, że nie ma tak łatwych zasad, by nie można było zawalić. Nam nie pomogło przecież, ani bycie gospodarzem Euro 2012, ani reforma Platiniego, dzięki której podobno nasza drużyna klubowa w końcu miała zaistnieć w Lidze Mistrzów. Co było widzieliśmy. Myślę, że i te kolejne fundowane nam ułatwienia ominiemy szerokim choć nieco pijackim łukiem.

Nie muszę nawet specjalnie się wysilać, by sobie wyobrazić scenariusz, w rytm którego będą toczyć się inkryminowane eliminacje. Dwa okrutne oklepy od Niemców (to mistrzowie eliminacji, prawie nigdy w nich nie tylko nie przegrywają, ale i nie remisują, traktują je tak bardzo poważnie jak tylko można), a potem peregrynacje po Szkocjach i Irlandiach, a tam szarpanina, męki i stracone szanse choć wygrana „była na wyciągnięcie ręki”. Kiksy pod własną bramką, straty bramek w pierwszym kwadransie i zatroskane miny Engela i Kurzajewskiego. Liczenie punktów, skomplikowane obliczenia i bolące żołądki. Czy drużyna, która nie jest w stanie pokonać u siebie takich leszczy jak Czarnogóra, jest w stanie wyszarpać jakieś punkty na Hampden Park? Już widzę ten mecz w Gruzji: piłka nie chce wpadać, Polacy się przewracają, jest gorąco, i koniec końców, wywozimy stamtąd „cenny remis, który być może da nam jeszcze nadzieje”.

Ktoś powie: Kacprzak, ty pisowski oszołomie, lubujesz się w klęskach i w czarnowidzeniu, ty się nimi wprost napawasz. Nie, ja naprawdę chciałbym, żeby Polska grała dobrze w piłkę, ale nikt mi nie wytłumaczy, że nagle coś się zmieni i zaczniemy być w tym sporcie mistrzami. Ba, ja coraz częściej sobie myślę, że my w tę piłkę grać po prostu nie umiemy, i co ciekawsze, do niczego tak naprawdę nie jest nam to potrzebne. Wlaliśmy w futbol gigantyczne pieniądze, pobudowaliśmy super-stadiony, pensje piłkarzy ekstraklasy pozwalają na kolekcjonowanie wypasionych fur, a jednocześnie z roku na rok polski piłkarz wygląda coraz gorzej, choć rozkładamy przed tymi paniczami czerwone dywany aż po nieboskłon. Polski piłkarz jest we wszystkim gorszy, jest prawie zawsze spóźniony i praktycznie za każdym razem podejmuje złą decyzję. Poza tym ma jedną bardzo złą cechę: wszystkiego się boi. Potem domaga się jeszcze więcej pieniędzy i jeszcze większych dla siebie przywilejów. I jeszcze jedno: chorobliwie wręcz nie znosi krytyki. Bo mentalność polskiego piłkarza jest w tak dramatycznym stanie, że już trudno w ogóle to analizować. Polski piłkarz przypomina rozpieszczoną i zmanierowaną atrakcyjną (choć po mocnych przejściach) kobietę, która im lepiej ją traktować, tym gorzej się odpłaci rozpieszczającemu.

Ja z ciekawością za to obserwuję, jak trudno jest urealnić hiper-ambicje polskich kibiców. Oni pomimo lat klęsk dalej wierzą, że polski piłkarz może wygrać nie tylko z piłkarzem szkockim, czy irlandzkim, ale nawet z niemieckim. To jest tak fantastyczne, że aż odbiera oddech w płucach. To jakaś zbiorowa psychologiczna Ebola, jakaś magia to jest. Ach jak wspaniale znów „nic się nie stanie!”.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości