Marcin Kacprzak Marcin Kacprzak
1616
BLOG

Nie nasze matki i nie nasi ojcowie

Marcin Kacprzak Marcin Kacprzak Polityka Obserwuj notkę 38

Ciekaw jestem ile tak naprawdę osób obejrzało „słynny” serial produkcji niemieckiej pt. „Nasze matki, nasi ojcowie”. Bo głosów oburzenia było przecież sporo. Ja obejrzałem go całkiem niedawno w całości. Trzy bite odcinki po blisko półtorej godziny. Jestem z siebie dumny, że to wytrzymałem.

Bo „Nasze matki, nasi ojcowie” to taki sympatyczny plaskacz, który, owszem, spada na nasz policzek, ale za pomocą dłoni ubranej w różową rękawiczusię, pachnącą na dodatek post-modernistycznymi perfumami. Nikt poza nami nie wie natomiast, że w rękawiczusi siedzi sobie twardy kamulec, który sprawia, że to niby zabawne poklepanie po naszej buzi staje się brutalnym ciosem, od którego świeczki stają w oczach.

No bo co z tego, że żołnierze AK w serialu ZDF-u to pół-gangsterzy, pół-cinkciarze rozpoznający Żydów po zapachu? Oj tam, oj tam, ci Polacy znów nic nie rozumieją. Nie rozumieją, że „Nasze matki, nasi ojcowie” to typowy produkt post-modernistycznej magmy, w której nie ma niczego tak naprawdę realnego. Zło jest wszędzie, a jednocześnie wszędzie też jest dobro, wszyscy są jednocześnie i źli i dobrzy. Tak samo niesprecyzowani w swej konstrukcji psychologicznej są i Niemcy, i Rosjanie, i Polacy, a nawet sami Żydzi jeśli spersonifikować ich do postaci jednego z głównych bohaterów. Wszyscy się mylimy, bo jesteśmy różni, jesteśmy indywidualni jako członkowie poszczególnych narodów, a więc nie ma czegoś takiego jak wina i odpowiedzialność narodowa. Nie ma też ofiar i katów. Jesteśmy różni, ale jakby też jednocześnie w tej swojej multi-wartościowości, paradoksalnie, jesteśmy tacy sami. Tak, a nie inaczej, rozumiem zabeblany post-moderną na śmierć przekaz „Naszych matek, naszych ojców”.

Nie można nie zadać sobie pytania czemu ten serial został w ogóle nakręcony i czemu tak naprawdę w pierwszym rzędzie ma służyć. Nie podzielam poglądu, że został on nakręcony by wybielić Niemców. Nie, on został raczej nakręcony po to, by wszystkich po równo oczernić. Wszystkie postaci w filmie, niezależnie od nacji, zostają wciągnięte do ZDF-owskiego, a ściślej rzecz ujmując niemieckiego, panświnizmu.

Mnie ten serial zostawił z mocnym przekonaniem, że tak naprawdę niezależnie od tego jaki aktualnie w Europie panuje „duch epoki” tak nasz, Niemców i Polaków, sposób widzenia pewnych wartości całkowicie się rozmija i chyba to się już nigdy nie zmieni, choćby Angela Merkel zamieniła się literalnie w Matkę Teresę. Patrzymy, powiedzmy, na Myszkę Miki. My widzimy Myszkę Miki, a oni Kaczora Donalda. Nam jest zimno, a im ciepło. My się smucimy, a oni się cieszą, my lubimy kolor zielony, a oni niebieski. I nieważne jest tu czy akurat jest II wojna światowa, czy też siedzimy w chmurze dzisiejszej poprawności politycznej – nasze narodowe samopoczucie i postrzeganie spraw jest zawsze odmienne. Taka przedziwna między nami jest różnica. My z Marsa, oni z Wenus choć geograficznie dzieli nas jedynie w sumie niezbyt szeroka rzeka. Mentalnie są to tryliardy kilometrów. „Nasze matki, nasi ojcowie” są chyba na tę moją teorię ostatecznym i niepodważalnym dowodem.

Jakie tego mogą być konsekwencje? Otóż dla mnie są one wyjątkowo proste. To co zrobiła niemiecka telewizja jest rzeczą nie do wybaczenia, ani do zabeblania post-modernistyczną nowomową. Nagle znaleźliśmy się w nowym miejscu, choć może raczej błyskawicznie wróciliśmy do stacji początkowej. My tu, oni tam.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka