Marcin Kacprzak Marcin Kacprzak
2253
BLOG

Są, żyją i idą nas uszczęśliwić

Marcin Kacprzak Marcin Kacprzak Polityka Obserwuj notkę 69

Są pewne zagadnienia życia codziennego, którymi nikt nie chce się zajmować. Każdy z nas wie jakie to zagadnienia mam na myśli, i nie widzę w związku z tym większej potrzeby, by je tu przywoływać. Piszę o tym, bo jestem niemal całkowicie pewien, że nikomu nie chce się już pisać o czymkolwiek związanym z partią o wdzięcznej nazwie Sojusz Lewicy Demokratycznej. Wszak w tym całym politycznym zamęcie jakiego w ostatnich latach doświadczamy, istnienie SLD wydaje się być jedynie pryszczem na konającym ciele. Moim zdaniem to niesłuszny pogląd, który, wszystko na to wskazuje, za chwilę wylezie nam wszystkim bokiem.

Nie wiem czy ktoś z czytelników tego postu przypomina sobie schyłek epoki rządów SLD. Tam było wiele znikających punktów, takich jak choćby wąsaty Nikolski, czy „żelazny” Janik. To politycy, których kariery zarwały się nagle i ostatecznie, i przyszedł wówczas czas, że musieli oni zewsząd wychodzić tylnymi drzwiami. To nie było jeszcze najgorsze. Bo czy pamiętacie jak to Leszek Miller rozpaczliwie chwytał się burty, również przecież nabierającej już wody Samoobrony? Poszarzały na twarzy, upokorzony, zbrukany – tak musiał się czuć (nawet jego fizjonomia na to wskazywała) kiedy widział, że cała ta misterna konstrukcja jaką z mozołem stworzył bezpowrotnie się rozpada. Jego miejsce miały zająć młode, choć już nieco podstarzałe, wilczki: Napieralski i Olejniczak. Po jednym i drugim śladu już nie ma. Wszystkim tym, którzy wtedy skazali Millera na śmierć polityczną muszą teraz włazić pod stół i głośno szczekać. Miller znów jest szefem, jego SLD ma 20 proc. w sondażach, a na pokładzie tego okrętu znów są młode i jędrne laski, co zawsze i wszędzie jednoznacznie wskazuje, iż wiatry znów dmą solidnie w polityczny żagiel.

Bo wszyscyśmy o tym SLD zapomnieli. SLD po prostu od długiego już czasu przypominało własną karykaturę, a jako byt polityczny po prostu niemożebnie capiło naftaliną. SLD zamieniało się z wolna w PSL, czyli w obrotową kanapę sejmowych cwaniaków, doskonale wszczepioną i wpasowaną w parlamentarny system III Rp, i wielu mogło stwierdzić, że już nigdy ponad to nie podskoczą, że będa przez wieki służyć jako wycieraczki dla Tuska. Muszę tu dodać, że w mojej opinii ogólny obraz zamętu jaki zapanował w tej partii doskonale symbolizował nikt inny jak pan Joński. Trudno bowiem o lepszy przykład polityka tak doskonale bezjajecznego, tak doskonale wypranego z jakiejkolwiek własnej charakterystyki niż ten właśnie dżentelmen. Wielu, w tym także ja sam, pomyślało więc, że cały ten postkomunistyczny cyrk wali się ostatecznie na pysk, skoro sięga się tam po ludzi w typie Jońskiego, którego na dodatek przełożonym został w końcu obrzękły Miller. Trzeba jeszcze koniecznie zaznaczyć, że przecież na miejscu SLD powstało PO, które znacząco udoskonaliło styl rządzenia wypracowany przez „socjaldemokratów”. Od „śmierci” SLD minęło już osiem lat! Wszystko się zmieniło od tamtej pory. Inny jest PR, inne przyzwyczajenia przeżuwaczy mediów. Są tablety, jest botoks i jest Twitter. Gdzie tu więc miejsce na gminnego Millera? Jak to możliwe, że najpewniej SLD znów zaczyna być w oczach dużej części wyborców, cytując klasyka, sexy?

Niestety odpowiedź na to pytanie nie jest optymistyczna. Tu zresztą tkwi pewna pułapka, bo w pierwszym odruchu, widząc wzrastające sondaże SLD, chciałoby się stwierdzić, że spora część polskiego społeczeństwa jest, nie bójmy się już tego nazwać wprost, po prostu organicznie i nieuleczalnie tępa. To jednak nie będzie pełna odpowiedź. Ja raczej powiedziałbym, że dużej części naszego społeczeństwa wydaje się, że jest ona niesamowicie cwana. Jest w owym gronie sporo takich co to dobrze wiedzą, że odpowiedni kierunek losom naszego kraju nadać może jedynie albo PO, albo SLD i nikt inny sobie z tym nie poradzi. Oni, w oczach tychże cwaniaków oczywiście, są tak naprawdę jedynymi gwarantami tego, że w Polsce nie zacznie się żadna lustracyjna awantura, czy też nikt nie wpadnie na pomysł odbierania SB-ckich emerytur, zakazywania oglądania pornosów czy też nakazywania wywieszania polskiej flagi w święta narodowe. Nie można zapomnieć tu o naprawdę bardzo szerokim segmencie beneficjentów podpiętych pod budżetowego cyca. Ich trzeba naprawdę zrozumieć. Widzą, że rządowa ekipa robi już bokami, więc trzeba szybko znaleźć jakieś koło zapasowe. Ci ludzie nie są na tyle głupi, żeby oddać swój los w ręce Palikota, co to to nie! Tutaj pojawia się więc odświeżony Miller niczym niezłomny szeryf. Już on tu zrobi porządek.

Tutaj w ogóle zaczyna się robić dosyć ciekawie, bo wydaje mi się, że tak naprawdę to całe to PO nigdy tak do końca nie spełniało oczekiwań ludzi ciągnących za medialno-polityczne sznury. Tam był jakiś niedobry konserwacki smrodek, te Gowiny, Godsony takie podejrzane tam się kręciły. No i co by nie mówić to jednak strasznie dużo tam „solidaruchów”. Jestem najzupełniej pewny, że kiedy u Olejnik gości Ciosek, albo Oleksy to ci od sznurów zdecydowanie lepiej to znoszą niż miałby tam się pojawiać niechby i Sikorski czy Halicki. Swój to zawsze swój, a przechrzta to wiadomo...

Ale nie zapominajmy o młodych. Bo nie można nie odnieść wrażenia, że wreszcie przynoszą efekty te wszystkie długoletnie prace nad dojrzewającymi umysłami. To wlewanie w ich głowy odpowiedniego paliwa wreszcie daje jakże zdumiewający efekty. Mam tu na myśli media oczywiście, bo to one dały Millerowi odpowiednią dawkę tlenu i dziś widać, że była to dobrze przemyślana inwestycja. Dzięki temu, że nigdy, nawet w czasie okresu największego upodlenia, z ekranów nie zniknęły twarze Oleksego, Millera, czy Kalisza, SLD może być już dziś traktowane jako „fresh”, jako odtrutkę na ten cały bajzel zgotowany nam przez wiadome siły. Patrząc na zliftingowanego, pełnego energii Millera, czy też, prawie że hipsterskiego Kalisza, na którego kolanach zasiada Justyna Klimasara, czy też uwijającego się jak w ukropie na odcinku Ważnych Spraw Międzynarodowych „Napoleona” Kwaśniewskiego, chciałoby się zakrzyknąć w afekcie: oni jeszcze nie rządzili! Tak więc następuje jakieś takie pozytywne sprzęgnięcie, wszystkie czynniki zaczynają się ze sobą przyjemnie zazębiać i najpewniej możemy się spodziewać, że uśmiech Leszka Millera będzie stawał się z dnia na dzień coraz bardziej cyniczny.

Jednak najlepsze na koniec. Na internetowej stronie tvn24.pl można dziś przeczytać o tym, że SLD, uwaga uwaga, szykuje ofensywę programową. Te ofensywy programowe polskich partii to w ogóle jest temat na inną okazję, bo kiedy słyszę, że partia która od lat przesiaduje w sejmie i od lat już dostaje potężną kasę od podatnika szykuje jakąś „ofensywę programową” i że owa „ofensywa” zawsze ma miejsce tuż przed wyborami, to myślę sobie, że partia ta jasno i przejrzyście udowadnia nam, iż głównym jej zajęciem jest nic innego jak tylko codzienne pierdzenie w stołek. Ale zostawmy to póki co. Wróćmy do programu SLD, bo jest tam tyle smakowitości, że aż człowiek ma ochotę wyjść z siebie i stanąć obok.

Koniecznie trzeba zacząć od tego, że SLD swój nowy wspaniały program ubrał w, a jakże, broszurkę, którą będzie słało do miliona Polaków. Jak widać, umiejętność dawania zarabiania kolesiom (np. od firm PR) to dziś absolutny „oblig” jeśli chodzi o robotę w polityce. Jednak nie umniejsza to faktu, że w owej broszurce znajdziemy istne cuda. Jak tam napisano (za tvn 24.pl):

Sojusz CHCE (podkreślenie moje - m.k.)zwiększenia płacy minimalnej do 50 proc. przeciętnego wynagrodzenia, uwolnienia ponad 10 mld złotych środków finansowych zawartych w Funduszu Pracy i Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych. Proponuje też przywrócenie ulgi budowlanej oraz wprowadzenie trzeciej, 40-proc. stawki PIT. W obszarze edukacji znalazły się m.in. propozycje odnowienia szkolnictwa zawodowego, likwidacji gimnazjów i powrotu do koncepcji 8-klasowej szkoły podstawowej, a także budowy przedszkoli i finansowania ich z budżetu państwa. W temacie zdrowia Sojusz chce z kolei zwiększenia poziomu finansowania opieki medycznej ze środków publicznych do poziomu 7 proc. PKB.

Nic tylko bić brawo! Miller, jak już społeczeństwo go wybierze, otworzy wierzeje do skarbca i bierzta ludzie co chceta. Będą szpitale, przedszkola, przychodnie, wszystko wokół nas zakwitnie, a Szwecja przy nas to będzie dziki kapitalizm. Widzicie to? Oczywiście każdy kto choć trochę obserwuje polską politykę, musi dobrze wiedzieć, że wszystkie te SLD-owskie zapowiedzi trzeba czytać wspak, czy też jak to się mówi „arebuła”. Przedszkola będzie się zamykać, ulgi likwidować, a podatki podnosić aż do urzygu. Nie będzie żadnych 7% PKB na opiekę medyczną a 0,7%. Nie to jest jednak tak naprawdę w kontekście rewitalizacji SLD ważne. Wiedzą to wszyscy i to, że SLD w tej broszurce łże jak pies rozumieją nawet najbardziej zatwardziałe lemingi.

O co więc chodzi i gdzie tkwi tzw. "myk"?

 Przywołam to zdanie już na sam koniec tego przydługiego tekstu, bo nic lepiej niż ono właśnie nie spuentuje mojej dzisiejszej pisaniny. Otóż niejaki Gawkowski, sekretarz generalny SLD mówi:

„(...)Dzisiaj SLD to formacja, która coraz bardziej stanowi zaporę przeciwko PiS - bardziej niż PO, dlatego z tego miejsca apelujemy do wszystkich ludzi lewicy i centrolewicy, żeby razem z nami przyłączyli się do tej wielkiej pracy, razem z SLD(...)”.

 


 

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka