Marcin Kacprzak Marcin Kacprzak
2730
BLOG

Panie, którędy do Szwecji?

Marcin Kacprzak Marcin Kacprzak Polityka Obserwuj notkę 118

Trudno mi od pewnego czasu pisać o bieżących sprawach i w ogóle o polityce, bo jedyne co przychodzi mi w tej materii do głowy to narzekactwo na wszystkich i wszystko. Narzekactwo jest mało konstruktywne więc wolę milczeć. Jedna jednak rzecz bardzo mnie ciekawi. Dyskretne, toczące się póki co gdzieś na niższych poziomach, starcie pomiędzy dwiema koncepcjami funkcjonowania Polski. Tej liberalnej, forsowanej przez m.in. środowiska skupione wokół Wiplera i tej bardziej etatystycznej reprezentowanej przez PiS.

Tak jak napisałem - to starcie toczy się dziś jeszcze w cieniu bieżączki, ale jednak istnieje i należy przypuszczać, że za jakiś czas stanie się ono głównym tematem polskiej polityki.

"Deżawi"

Obserwując z oddali to co dzieje się w naszym kraju, mam niejednokrotnie odczucie "deżawi". Cofnęliśmy się niejako do roku 2003, czasu schyłku potęgi SLD kiedy to coraz większa część społeczeństwa orientowała się, że państwo płynie w bardzo złym kierunku i trzeba coś z tym zrobić. Dziś jest podobnie - zamiast SLD jest PO, tak samo wypalona i mierząca się z coraz większym społecznym niezadowoleniem jak partia Millera 10 lat temu. Wtedy energia społeczna bardzo szybko zabrała milerowcom resztkę poparcia, dziś taki proces wobec parti rządowej przebiega wolniej, ale przecież mechanizm jest podobny. Dekadę temu, tą społeczną energię próbował - nieskutecznie zresztą - zagospodarować PO-PiS. Dziś jeszcze nie wiadomo, kiedy taka sama energia społeczna się uwolni i kto ją będzie przekuwał na realną politykę.

Tak, wiem, na czele notowań jest PiS. Jednak nie mam przekonania, czy w obecnej formie koncepcje tej partii na funkcjonowanie państwa odpowiadają na potrzeby nie tylko ludzi nie zamierzajacych na nią głosować, ale też i sporej części jej elektoratu, która to część stawia na PiS bardziej z powodów taktycznych niż zdroworozsądkowych. Zamyka oczy na etatystyczne koncepcje PiS-u w imię bieżącej potrzeby odsunięcia od władzy szkodliwej PO.

Bardziej JOW-y czy bardziej CBA?

Wróćmy jednak do tematu głównego. Kiedy PO-PiS forsował swoje mocno pro-państwowe tezy i zainteresował nimi większość polskiego elektoratu wydawało się oczywistym, że, na tamten moment, należy skupić się na wzmacnianiu instytucji państwa. Gdzieś spomiędzy postulatów, które można by zamknąć w rokitowskim "ściągnięciu cugli" nieśmiało przebijały (i to z obu obozów!) te liberalne - choćby nt. JOW-ów, czy dotyczące deregulacji. Jednak główna oś była twarda - najpierw silne państwo. Wtedy to obie partie chciały powstawania silnych państwowych instytucji kontrolnych (np. CBA), skupiano się - niestety jedynie w teorii - na wzmacnianiu fundamentów państwowości, także poprzez planowaną - tu powtórzę: niestety tylko planowaną - lustrację. W obliczu wyborów PO-PiS podzielił się na wersję solidarną i liberalną, ale tak naprawdę wówczas różnice programowe pomiędzy tymi partiami wydawały się mniej istotne. Głosujący chcieli żeby naprawić i wzmocnić państwo.

Dziś sytuacja jest nieco odmienna. Wystarczy poczytać to co pisze się na Facebook,u czy też po prostu posłuchać ludzi z pokolenia lat 80-tych (oczywiście nie tylko, ale to pokolenie chyba będzie powoli decydowało o wyglądzie Polski w najbliższych latach). Oni wydają się być przekonani, że tylko liberalizm gospodarczy poparty konserwatwynym podejściem do kwestii obyczajowych może naprawić Polskę. Ja sam obserwuję ten proces z rosnącą ciekawością, ale też niepokojem, bo liberalizm w polskiej wersji wyglądał dotąd bardzo źle.

Liberał czyli szarlatan?

Pionierem liberalizmu w Polsce był Rakowski i Wilczek - wtedy był to liberalizm jedynie dla PRL-owskich ziomków i innych szumowin. Potem był szalony i niebezpieczny Korwin - na szczęście nie był uzbrojony i do dziś nie wychylił nosa poza polityczny margines. No i ostatni "rycerze" liberalizmu rodem z PO. Tutaj chyba nie ma co komentować, każdy wie o co chodzi. No więc ta kwerenda wystarczy komuś takiemu jak ja z niepokojem patrzeć na kolejny przypływ liberalno-konserwatywnych ciągot. Nie dezawuuję tych ciągot apriori - po prostu widziałem już jak to wygląda w polskiej wersji. Dziwaczne i podejrzane prywatyzacje, stopniowa oligarchizacja oraz równie stopniowy demontaż instytucji państwa, bo przecież "sami widzicie, że nie działają".

Jednak trudno być ślepym na to, że coś się zmienia. Przyszedł Wipler, w PO funkcjonuje Gowin, który lada moment albo przejmie tam władzę, albo zabierze zabawki i tym samym powstanie środowisko, które trudno będzie już lekceważyć. Wtedy to znów postawi się przed nami dylemat. Najpierw silne państwo, IV RP, lustracja i generalnie wielkie porządki od strychu po piwnicę, czy raczej skupienie się na przestawieniu zwrotnicy - rozluźnieniu kontroli państwa i skupianie się na generowaniu energii społecznej mającej się realizować na uzdrowionym wolnym rynku.

Przyznam, że ja sam nie wiem do końca co byłoby lepsze. Z jednej strony, tak jak już pisałem, mam wiele obaw kiedy słyszę opowieści o tym, że wystarczy zlikwidować Senat, wprowadzić JOW-y, deregulację i zwolnić połowę urzędników, by Polska ruszyła z kopyta. Widziałem jak realizacja tych postulatów wyglądała w przeszłości. Od dawna już słyszę, że jestem socjalistą, co nie jest prawdą, a na pewno nie jest prawdą zupełną. Sadzę, że żadna doktryna nie jest receptą samą w sobie - ta doktryna jest dobra, która jest realistyczna i ta, która ma szansę powodzenia. Dlatego na razie na ofertę kon-liberałów zerkam niczym dziecko oglądające straszny film - przez rozchylone palce dłoni zasłaniającej oczy. Trudno jednak zamykać się na to co z tamtej strony przychodzi.

Kto dogoni PiS?

Tym bardziej, że program PiS-u, który choć owszem, w zakresie intencji jest mi dużo bliższy, ma małe szanse na sprawną realizację. Opór zastygłych układów jest zbyt duży, i zbyt mocno chyba zrośnięty z kręgosłupem państwa, by rozprawić się z nim za pomocą kilku ustaw czy też silnej woli. Być może koncepcje wiplerowsko-gowinowskie są bardziej cyniczne, ale też zarazem mniej utopijne? Może lepszym sposobem jest skupienie się na upodmiotowieniu Polaków, pozwoleniu im wykazać się na wolnym rynku i zdecydowaniu, za pomocą JOW-ów, kto konkretnie ma być odpowiedzialny za swoją robotę w polityce. Może wtedy do organizmu państwa wpłynie zdrowsza krew, która sama odklei układy od wspomnianego już kręgosłupa? Zadaję pytania bo nie wiem.

Pytania te są zasadne, bo, tak jak już pisałem, najpewniej w następnych wyborach będziemy mieli taką właśnie alternatywę. Im bliżej nich będzie, tym obie strony będą się mobilizować i tak szlifować swój program, aby wyraźnie różnił się od konkurenta. Piszę "od konkurenta", bo najpewniej narastający kryzys, bądź wielce prawdopodobna jego następna mocna fala, sprowadzi wszelkie kwestie obyczajowe na plan ósmy, a tym samym trudno sądzić, by cokolwiek do powiedzenia miały partie w rodzaju SLD czy Ruchu Palikota. Będziemy wybierać pomiędzy PiS-em, a - tu trochę policznego s-f - nową formacją stworzoną z ludzi Wiplera, Gowina oraz "oczyszczonej" z partyjniackich złogów PO, która po tym procesie powróci do zdecydowanej liberalnej gospodarczo retoryki. Ten ansamble może mieć jeszcze domieszkę korwinowską, choć nie sądzę, żeby chciano go wpuścić na pokład.

Tutaj, podobnie jak w roku 2005, nie będzie mowy o choćby małych szansach na koalicję PiS - Wiplero/Gowiny. Nawet mimo zbieżnych poglądów na kwestie obyczajowe czy Smoleńsk. Na przeszkodzie stanie diametralnie inna wizja rozwoju państwa. PiS wówczas będzie musiał zdecydowanie stanąć na lewej nodze - w obszarze gospodarki i kwestii społecznych. O ruchach podobnych do obniżek podatków za czasów Gilowskiej nie będzie raczej mowy ze względu na brak koniunktury i zadłużenie budżetu. PiS skupi się więc na "ściąganiu cugli" i ratowaniu ludzi przed głodem - byc może wtedy to po prostu stanie się to, na co czeka wiele osób w Polsce, czyli powstanie zwykła, silna pro-państwowa lewica społeczna, XXI-wieczna reinkarnacja PPS-u. W takich warunkach z pewnością wygra koncepcja PiS-u. Jeśli jednak mimo wszystko gospodarka nie tąpnie, szanse Wiplerów/Gowinów wzrosną.

Epilog

Nieco się jednak zapędziłem. Moim zamiarem nie było tworzenie politycznych proroctw, ale bardziej zarysowanie pewnego trendu. To, że liberalizm gospodarczy w wersji polskiej wyszedł ze słomianego szałasu i przestał mieć twarz cynicznych oszustów staje się faktem. Tak więc znów się powtórzę. Lada chwila będziemy musieli, jako społeczeństwo, zdecydować którą drogą chcemy iść. Droga ta w obu zamierzeniach ma nas zaprowadzić do Szwecji. Z tym, że zaproponuje nam się dwa sposoby na dojście do niej. Oba są bardzo ryzykowne. Jedna wpław przez morze, a druga na "okrętkę", przez obce i groźne tereny. W każdym razie nie będziemy się nudzić.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka