Marcin Kacprzak Marcin Kacprzak
4041
BLOG

Wipler-renegat pod specjalnym nadzorem

Marcin Kacprzak Marcin Kacprzak Polityka Obserwuj notkę 162

Mówią, że nic dwa razy się nie zdarza. A jednak. Odejścia kolejnych znaczących polityków z PiS stały się już nową świecką tradycją i wydaje mi się, że każdemu kolejnemu towarzyszy coraz mniej emocji. W przypadku "escap'u" Przemysława Wiplera jest jednak kilka czynników, które nakazują przyjrzeć mu się znacznie uważniej.

Na pozór wszystko wygląda tak samo jak zawsze. Jest sobie młody sprawny polityk. Wchodzi na listy PiS, dostaje się do sejmu i szybko zaczyna robić karierę. Widać go wszędzie, punkty poparcia rosną, w rękawie jest glejt od samego Jarosława Kaczyńskiego i wydaje się, że wszystko pięknie gra. Potem nagle bum. Konferencja prasowa, żółte paski w TVN i sprint wystapień telewizyjnych oraz wywiadów. Wspomniana kariera równie szybko jak urosła zaczyna pikować w dół wprost na wyszczerzone groźnie lance najtwardszego PiS-owskiego elektoratu. Czy Przemysław Wipler stał się mimowolnie aktorem obsadzonym w tej dobrze już znanej roli? Moim zdaniem, nie.

Oczywiście wszyscy już nabraliśmy pewnych nawyków. Kiedy ktoś odchodzi z Prawa i Sprawiedliwości zwolennicy tej partii czują się mocno zawiedzeni i traktują takie wypadki po prostu jako zdradę. Ja sam w pierwszej chwili kiedy o odejściu Wiplera się dowiedział pomyślałem: "o nie, znowu?". Następnie przyszło do mnie uczucie współczucia, ponieważ, jak już wielokrotnie życie pokazywało, taki "renegat" ma tylko dwie drogi przed sobą - albo drogę PJN-u czyli błyskawicznego zamienienia się w groteskowego trupa politycznego, o którym nie pamięta już nikt, albo też droga SP, oparta na prostym haśle "Głosujcie na mnie bo atakuję Kaczyńskiego". Obie te drogi to, umówmy się, żadne delicje. PiS od tych odejść wcale nie usycha, wręcz przeciwnie, punkty rosną, a renegaci wiją się w politycznych konwulsjach przez długie miesiące i wcale nie widać chętnych by zakończyć ich cierpienia. Suszą się niczym oklapłe muchy na rozpalonym parapecie, aż do pierwszych możliwych wyborów.

Wracając jednak do Wiplera. Mam w tym wszystkim nadzieję, że jego casus nie będzie powtórzeniem żadnego z przytoczonych schematów. Dlaczego? Ano dlatego, że stowarzyszenie "Republikanie" może być pierwszym skowronkiem przemiany pokoloniowej w polskiej polityce i próbą budowania politycznej formacji od samego dołu. Zastrzegam od razu, że ja na ten okręt nie wsiądę ponieważ idea zwana konserwatywnym-liberalizmem to kompletnie nie moja bajka. Jednak inicjatywa Wiplera każe mi powziąć nadzieję, że przyjdzie kiedyś taki dzień, że idąc na wybory będę mógł wreszcie wybierać pomiędzy partiami, które owszem, mają różne pomysły gospodarcze, czy też mówią różnymi językami i odnoszą się do innych sektorów elektoratu, ale które mają jeden wspólny cel: dobro Polski. Bo układ w którym do wyboru jest tylko jedna partia nie jest dobry - brak w nim konkurencji.

Myślę więc, że ansamble Wiplera może być ciekawą polityczną konkurencją dla PiS. Utwierdza mnie w tym póki co wyjątkowo spokojna reakcja PiS-u na całe to zamieszanie.

Na przeszkodzie stworzonemu przeze mnie scenariuszowi może stanąć oczywiście tysiącpińcset przeciwności. Już za tydzień może rozpocząć się wzajemny brutalny ostrzał, może wyjść na jaw jakaś skrywana mocno tajemnica, albo może po prostu Wiplerowi to wszystko co sobie zamierzył nie wyjść i już za kwartał nikt o nim nie będzie pamiętał, a my zajmiemy się codziennymi bolączkami. Myślę jednak, że dobrze by było dla polskiej polityki, żeby mu wyszło.

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka